Eksperyment przeprowadzono na razie na zwierzętach. Lekarze są przekonani, że metoda ta wejdzie do użytku w ciągu dziesięciu lat. Przy użyciu tej techniki będzie można usunąć wrodzone wady słuchu u co najmniej 6 proc. dzieci.
Sukces jest dziełem specjalistów ze szwajcarskiej Ecole Polytechnique Federale w Lozannie i amerykańskiego Boston Children's Hospital. Zespół skoncentrował się na genie TMC1, który u ludzi odpowiada za 4 do 8 proc. przypadków wrodzonych wad słuchu. Jednak ta sama technika może zostać użyta do usuwania również innych wad w DNA człowieka.
Mutacje w TMC1 powodują, że tzw. komórki rzęsate w uchu wewnętrznym nie zamieniają dźwięku w impulsy elektryczne, które rozumie nasz mózg. Skutkuje to niemal całkowitą głuchotą. Myszy, które poddawano eksperymentalnej terapii nie słyszały dźwięków o natężeniu 115 decybeli — porównywalnego z pracującą piłą łańcuchową albo koncertem rockowym.
Właściwą wersję genu doczepiono do materiału genetycznego nieszkodliwych wirusów, które następnie wstrzyknięto do uszu zwierząt. Po tym zabiegu zmierzono jeszcze raz ich wrażliwość na dźwięk. Słyszały lepiej — na poziomie szumu jadącego samochodu. Efekty utrzymywały się co najmniej dwa miesiące — informują naukowcy na łamach „Science Translational Medicine".
- Jesteśmy dumni, ale jednoczenie ostrożnie optymistyczni. Nie chcemy dawać fałszywej nadziei. Mówienie o lekarstwie na głuchotę byłoby przedwczesne — mówi dr Jeffrey Holt z Boston Children's Hospital. — Ale w niezbyt odległej przyszłości możemy mieć gotową terapię wad słuchu.