Rushdie w najnowszej książce postanowił stworzyć summę ludzkości, opisać, jak najszerzej się da, skrajnie różne postawy, poglądy i zachowania. W stylu największych eposów, a jednocześnie z dystansem, jak w oświeceniowej powiastce filozoficznej, w której narrator zachowuje prawo do ingerencji w losy bohaterów i aluzji na swój temat.
Oślepienie autora
Jak na ironię losu, Rushdie główną bohaterkę Pampę Kampanę, mającą ambicje wszechwładnej osoby, która spisała historie zawarte w „Mieście zwycięstwa” – w finale oślepił i uśmiercił, a potem, w zeszłym roku, sam został oślepiony przez muzułmańskiego fundamentalistę.
Czytaj więcej
Nowa książka „Victory City” ukaże się w listopadzie – informuje o polskim przekładzie Rebis. Jest już dostępna po angielsku.
W przeciwieństwie do Kampany pisarz jednak żyje i mógł napisać wierszem w jej i swoim imieniu: „Za mego życia powstało i upadło imperium./ Jak się o nich pamięta, o tych królach i królowych?/ Istnieją teraz tylko w słowach/ (…) Jedynymi zwycięzcami są słowa”.
Otrzymaliśmy więc hymn na cześć literatury, opowieści, która trwa przez tysiąclecia, gdy jej największe bohaterki i bohaterowie dokonali żywota. Nawet jeśli byli tak długowieczni jak Pampa Kampana, a żyła przecież dwieście czterdzieści siedem lat. Prawie jak patriarchowie z Biblii, choć Rushdiemu pewnie również z racji pochodzenia bliższe są literackie kolubryny pokroju „Mahabharaty” czy „Ramajany”.