Każdy, kto zerknął choć raz na Instagrama czeskiego pisarza, piszącego ostatnio po niemiecku, mógł się przekonać, że wiele czasu spędza w pociągach, głównie między Berlinem a Czechami, gdzie mieszka na zmianę.
To sposób na życie, spotykanie ludzi i przyjaciół (wielu to obsługa wagonów restauracyjnych), smakowanie Europy poprzez serwowane tam, a także w barach i restauracjach dworcowych, kulinaria. Instrukcja spokojnego, odbiegającego od wyścigu szczurów trybu podróżowania samolotami i autami. Od pociągów dużych prędkości Rudiš woli bowiem pociągi na historycznych szlakach, pamiętających początki kolei w XIX w., gdy jej naczelną ideą było pokojowe łączenie państw i narodów Europy.
Wzrok maszynisty
Te fascynacje autora zdradzała już powieść graficzna, którego bohaterem jest Alois Nebl, kolejarz z czesko-polsko-niemieckiego pogranicza, i nagrodzona Angelusem czytelników powieść „Ostatnia podróż Winterberga”. Jej bohaterowie udają się w podróż z wydanym w 1913 r. przewodnikiem „Baedekers Österrreich–Ungarn".
Czytaj więcej
„Ostatnią podróżą Winterberga" Jaroslav Rudiš po mistrzowsku dialoguje z pisarzami Europy. Podjął temat jej utraconego dziedzictwa. Tak jak Tokarczuk w nagrodzonych Noblem „Księgach Jakubowych", ale w czeskim stylu.
Najnowsza książka jest autobiograficznym esejem, w którym Rudiš akcentuje kolejarskie tradycje rodziny i niespełnione marzenie bycia maszynistą. Wada wzroku umożliwiła kierowanie lokomotywami, ale skierowała do maszyny do pisania i komputera, na którym opisał tysiące kilometrów spędzonych na kolejowym szlaku. Można na niego spojrzeć jak na bohatera „Guzikowców” Petra Zelenki, który sportretował ludzi o najdziwniejszych upodobaniach, jednak o pasji Rudiša lepiej powiedzieć za Szekspirem: w tym szaleństwie jest metoda. Na życie. Na przemyślenia. Na książkę. Nie jedną! I opowieść o Europie.