A kiedy ostatnio słyszał w radiu, że piosenkę Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego śpiewała Irena Kwiatkowska? Albo że słowa napisał C.K. Norwid, a muzykę skomponował Czesław Niemen? Kiedyś to było elementem obyczaju, kultury słowa. Teraz słyszymy, że piosenkę śpiewa ktoś, kto nic nie napisał i nie skomponował. A ja cenię porządek. Rzemiosło.
Tytuł „Muzyka i słowa" oznacza też, że po wielu płytach, na których śpiewał pan Szekspira, Miłosza, Leśmiana, Osiecką – wrócił pan do pisania tekstów.
Obiecałem to mojej żonie, kiedy strawiliśmy kilka lat na szukaniu spadkobierców Leopolda Staffa. W końcu się udało. Potem musiałem rejestrować piosenki z wierszami Czesława Miłosza i okazało się, że nie ma on podpisanej umowy z żadną organizacją zbiorowego zarządzania, a reprezentuje go wydawnictwo w Kanadzie. Były więc problemy ze śpiewaniem tekstów innych. Ale jest też taki powód, że coraz częściej przychodzili do mnie słuchacze i pytali, kiedy wrócę do tworzenia własnych tekstów. Uznałem, że powstało duże zapotrzebowanie społeczne!
Która piosenka była pierwsza?
„Nie ma ich" – o tym, że była z nami, a już nie ma, społeczność żydowska. Znam kilkunastu Żydów, wspaniałych ludzi w różnym wieku, rozsianych po całym świecie, ale nie wiem, ilu religijnych Żydów mieszka teraz w Polsce. Nigdy nie odpowiemy sobie na pytanie, co wstąpiło w ludzi, że doszło do Holokaustu. A najbardziej doskwiera mi sprawa Marca'68, kiedy wygnano z Polski wiele tysięcy. Chrześcijanie tak nie postępują. Buntuję się mocno przeciwko takim sytuacjom. Na szczęście są młodzi ludzie, którzy kultywują pamięć o pomordowanych i wygnanych. Znam takich, którzy pięknie odrestaurowali kirkut w Wąchocku. „Nie ma ich" napisałem cztery lata temu u przyjaciół w Ameryce, w górach Catskills, niedaleko Woodstock, gdzie mieszkał Bob Dylan. Byłem też w miejscu jego pamiętnego wypadku motocyklowego. Przeczytałem ponownie „Kroniki" Dylana, w których pisał o ciągłości anglosaskiego folku. To wszystko było inspirujące. Gdy jesteśmy w podróży, otwierają się nam w głowie różne szufladki pozamykane blisko domu. Jedenaście piosenek, które znalazły się na płycie, to owoc selekcji z większej całości. Gdy skończę kampanię promocyjno-koncertową, wracam do Masiewa i piszę dalej. Nagram płytę „Na drugą nóżkę".
Ale śpiewa pan też „Lubię wracać do Warszawy". Jak pan trafił na Saską Kępę?