W tym roku Rosja zrezygnowała z uroczystych obchodów Dnia Zwycięstwa w Polsce, jednak ambasador Federacji Rosyjskiej Siergiej Andriejew jak co roku zdecydował się złożyć kwiaty na Cmentarzu Żołnierzy Radzieckich, który znajduje się na warszawskiej Ochocie. Na miejscu zgromadziła się kilkusetosobowa grupa protestujących. Ambasador Andriejew, zmierzający w stronę pomnika, został oblany czerwoną substancją.
Incydent w rozmowie z Polsat News komentował Mariusz Sokołowski, były rzecznik prasowy Komendanta Głównego Policji. Podkreślił, że rolą policji jest niedopuszczenie do konfrontacji oraz "niedopuszczenie do sytuacji związanej z łamaniem prawa". Zaznaczył, że w takiej sytuacji jak ambasador Rosji "mógł znaleźć się zwykły człowiek". - I to byłoby łamanie prawa, polskiego prawa - powiedział.
Czytaj więcej
"Zgromadzenie przeciwników rosyjskiej agresji na Ukrainę, gdzie każdego dnia dochodzi do zbrodni ludobójstwa było legalne" - napisał szef MSWiA, Mariusz Kamiński, komentując na Twitterze incydent, do którego doszło w czasie próby złożenia przez ambasadora Rosji kwiatów na cmentarzu radzieckim w Warszawie.
Sokołowski: Bardzo poważny błąd
- Dyplomatom przysługuje szczególny immunitet, szczególna ochrona - i tę ochronę powinno zapewnić mu państwo, które przyjmuje takiego dyplomatę, w tej sytuacji państwo polskie. I nic nie zwalnia nas z tej odpowiedzialności - oświadczył Sokołowski. Zwrócił uwagę, że ambasador Siergiej Andriejew pozostaje oficjalnym przedstawicielem Rosji w naszym państwie. - Nie został z tego państwa wyproszony, więc przysługuje mu to uprawnienie. A po stronie państwa polskiego jest obowiązek, żeby to bezpieczeństwo i tę nietykalność mu zapewnić. Tego dzisiaj nie zapewniono i widzimy te obrazki, które mnie osobiście bardzo bulwersują - mówił były rzecznik Komendanta Głównego Policji.
Będzie to wykorzystane przeciwko naszemu państwu w propagandzie rosyjskiej.
Mariusz Sokołowski o incydencie w Warszawie