W 32. rocznicę wyborów z 4 czerwca 1989 r. przypominamy tekst redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej" Bogusława Chraboty z 4 czerwca 2019 roku i teksty, które ukazały się z okazji 30. rocznicy wyborów w "Rzeczpospolitej".
Z perspektywy czasu można się zastanawiać, czy taktyka ówczesnej opozycji była słuszna. Czy należało się dogadywać z reżimem, czy czekać, aż ostatecznie się zdegeneruje, i wtedy zdmuchnąć go jak okruchy ze stołu. Jednak dziś to tylko czcze spekulacje. W realiach końca lat 80. nikt nie wiedział, ile komunistom zostało czasu. Jak mocna jest PZPR, jak zdeterminowani jej sojusznicy. Byliśmy jeszcze przed historią, bez daru proroczego, o czym zdają się zapominać dzisiejsi krytycy tamtych politycznych wyborów. Wówczas ta bezkrwawa i bezpieczna dla Polski ścieżka przemian wydawała się najrozsądniejszym wyborem. Co więcej, byliśmy z tej ścieżki dumni. Szkoda, że ta duma powoli wygasa.
Pamiętam ów dzień 4 czerwca doskonale. Pracowałem jako jeden z setek mężów zaufania Solidarności w komisji wyborczej. Naszym zadaniem było patrzenie komunistom na ręce. Mieliśmy ochronić ten pierwszy, jeszcze chromy proces wyborczy przed spodziewanymi fałszerstwami. Ale fałszerstw nie było. Po przeciwnej stronie siedzieli ludzie przestraszeni. Obawiali się awantur, niekontrolowanych wybuchów entuzjazmu, prowokacji. Nic takiego się nie wydarzyło.
Czuło się za to powiew politycznej zmiany. Nowych czasów, w których my, ludzie opozycji, przestajemy być wyłącznie bezwolnym i biernym obserwatorem realnej polityki. Mieliśmy radosne poczucie, że stajemy u progu demokracji.
I tak do dziś rozumiem 4 czerwca 1989 roku. Jako ten moment w polskich dziejach, kiedy naród przestał być zakładnikiem politycznych uzurpatorów i wziął swój los we własne ręce. Każda inna logika jest obłudna. Tym bardziej dziwi polityczna polaryzacja, jakiej doświadczamy w związku z obchodami 30. rocznicy tamtych wyborów. Dla większości ludzi rządzącej dziś partii jeszcze niedawno ta data była równie ważna, jak dla mnie. Nie byłoby politycznych karier ludzi Porozumienia Centrum czy PiS, gdyby nie 4 czerwca.