Miało być o przejmowaniu przez Niemcy odpowiedzialności „na” flance wschodniej, bo tak przybywający po raz pierwszy z wizytą w Polsce szef niemieckiego sztabu generalnego gen. Carsten Breuer określił rolę Bundeswehry wobec konfliktu na Ukrainie, w szczególności na Litwie. Ale pojawiło się „za”: jakby Berlin chciał wyręczyć wszystkie kraje Europy Środkowej z obrony przed Rosją.
To jednak wystarczyło, aby czołowi politycy PiS-u poczuli się jak w szczytowym momencie kampanii przed wyborami parlamentarnymi 15 października, kiedy dzień bez ataku na Niemcy był dniem straconym.
Czytaj więcej
- Niemcy są mało wiarygodni, nie traktują zagrożenia wojną tak poważnie jak państwa wschodniej Europy - mówił w rozmowie z RMF FM Michał Dworczyk, poseł PiS, były szef KPRM.
Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera uznał, że to dobra okazja, aby złośliwie wskazać na twitterze, że Niemcy tak naprawdę nie mają kim bronić Polski. Były szef KPRM Michał Dworczyk mówił w RMF FM o „pomyłce freudowskiej” sugerując, że nasz zachodni sąsiad chętnie znów przejąłby kontrolę nad Polską. A były szef MON pytał ironicznie swojego następcę, czy Polska zostawi sobie choć jedną dywizję, bo resztę miałaby oddać pod dowództwo Berlina.
Permanentne ataki na Niemcy przyczyniły się do oddania władzy przez PiS jesienią
Strategia oparcia kampanii wyborczej na ataku na Niemcy zakończyła się spektakularną porażką ugrupowania Kaczyńskiego. Przestraszyła umiarkowany elektorat i doprowadziła do oddania władzy przez PiS, mimo nachalnej propagandy ówczesnych tzw. mediów publicznych. Dlatego przed wyborami samorządowymi Kaczyński nie wrócił do tej strategii. Powrót do niej teraz nie wydaje się więc wyrazem nadziei na dobry wynik w wyborach europejskich. Chodzi raczej o wynik głębokiego przekonania, że Niemcy są dla nas zagrożeniem, a nie sojusznikiem.