Takiego czegoś Angela Merkel nie zrobiłaby Francji. Na dwa miesiące przed wyborami parlamentarnymi w październiku 2015 r. zmusiła rząd PO–PSL do wyrażenia zgody na to, że nie Sejm RP, ale brukselscy biurokraci będą decydowali, jacy i ilu azylantów będzie miało prawo osiedlać się w Polsce. Skala tej inicjatywy w zestawieniu z ogólną liczbą cudzoziemców przekraczających polskie granice była co prawda niewielka, jednak dla kraju, który świeżo odzyskał suwerenność, okazało się to szczególnie trudne do zaakceptowania. Pomysł niemieckiej kanclerz, którego nawet nie konsultowała z ówczesnym prezydentem Francji Francois Hollande’em, wydatnie przyczynił się do przejęcie na osiem lat władzy w Polsce przez PiS.
Dlaczego Tusk nie zgodził się na udział w mechanizmie relokacji azylantów?
Jarosław Kaczyński nie zgodził się na wprowadzenie w życie decyzji, pod którą podpisał się poprzedni rząd. To, co wydawało się początkowo zupełnie szaleńczym pomysłem, okazało się z czasem skutecznym sposobem na uwzględnianie przez najważniejsze kraje Unii interesów Warszawy. Niemcy bowiem zrozumieli, że gdy przychodzi do żywotnych interesów, nie mają narzędzi, aby wymusić posłuszeństwo Polski.
W przyjętej w minionym tygodniu przez Parlament Europejski reformie polityki migracyjnej nie znalazły się więc zapisy o obowiązkowej relokacji imigrantów. W zamian każdy kraj może udzielić wsparcia finansowego tym państwom, które są narażone na masową falę przyjezdnych. A ci, którzy, jak Polska, już mają wielu imigrantów (Ukraińców i Białorusinów), w ogóle nie są zobowiązani do solidarności z innymi krajami członkowskimi. Jednak na wszelki wypadek premier Donald Tusk podkreślił, że nie zgodzi się na udział w mechanizmie relokacji azylantów.
Czytaj więcej
Ratyfikowana w środę przez Parlament Europejski wielka reforma polityki migracyjnej musi jeszcze zostać zatwierdzona przez Radę UE. Donald Tusk chce wtedy uzyskać wykluczenie naszego kraju z mechanizmu obowiązkowego podziału azylantów.
Jak metodę Jarosława Kaczyńskiego zaczął wykorzystywać Donald Tusk
Tamto zwycięstwo Jarosław Kaczyński mógł wykorzystać do wprowadzenia na trwałe Polski do pierwszej ligi krajów Unii. Tym bardziej że wraz z wybuchem wojny w Ukrainie ze względu na położenie geograficzne i potencjał wojskowy nasz kraj jeszcze bardziej nabrał na znaczeniu. Jednak tragiczna w skutkach „reforma” wymiaru sprawiedliwości przekreśliła taką możliwość. Unia stanęła z tego powodu przed egzystencjalnym zagrożeniem. Krajów Wspólnoty nie wiąże przecież wspólna historia, jeden język czy przynależność etniczna, ale przywiązanie do wspólnych wartości, takich jak rządy prawa i demokracja.