Ostatni sondaż w tej kampanii wyborczej daje zwycięstwo opozycji. Zwycięstwo niepewne, ale możliwe. Zależne od tych, którzy do ostatniej chwili będę się wahać, czy wziąć udział w gorzkim święcie demokracji. Gorzkim, bo ta kampania była wyjątkowa. Jeszcze nigdy negatywne emocje nie zostały tak rozbujane i jeszcze nigdy tak wiele osób nie miało przekonania, że Polska jest dramatycznie podzielona.
Dwie partie opozycyjne – Trzecia Droga i Nowa Lewica – notują wyniki niemal identyczne, które pozwalają im na wejście do Sejmu i oddalenie perspektywy zwycięstwa obecnego obozu władzy. Wielu zagorzałych zwolenników Koalicji Obywatelskiej mówi otwarcie o tym, że będzie głosować na którąś z mniejszych partii, byle tylko nie ziścił się czarny dla nich scenariusz. W Warszawie pobrano kilkadziesiąt tysięcy zaświadczeń umożliwiających głosowanie poza miejscem zamieszkania, by móc wrzucić kartę do urny tam, gdzie wynik jest niepewny. Bo świadomość, że spadnięcie którejś z partii opozycyjnych pod próg oznacza przegraną całego obozu anty-PiS, jest powszechna.
Czytaj więcej
PiS liczy na swoje cztery pytania, które mają być mechanizmem zwiększającym poparcie w dniu wyborów. Opozycja jest mocno sceptyczna. Ostatni przed wyborami sondaż IBRiS dla RMF FM i "Rzeczpospolitej" pokazuje stabilizację notowań, ale widać też wzrost poparcia dla Koalicji Obywatelskiej.
Wie to również Prawo i Sprawiedliwość. Dlatego wszystkie siły rzuca tam, gdzie może wyrwać kolejny mandat, przede wszystkim z rąk Trzeciej Drogi. Bo to koalicja Hołowni i Kosiniaka-Kamysza musi przekroczyć wysoki próg 8-proc., by wziąć udział w podziale wyborczego tortu.
Tym kalkulacjom towarzyszą obawy, jakie wcześniej się nie pojawiały. Co będzie, jeśli PiS przegra? Czy czeka nas seria niespodzianek, odkładanych posiedzeń Sejmu, niepewności? To dodatkowa motywacja do głosowania, ale także strach, który nie był obecny w poprzednich kampaniach parlamentarnych.