Już w połowie poprzedniej dekady szacowano, że samych tylko środków przeciwbólowych, w większości niezaleconych przez lekarzy, przyjmujemy około 2 mld rocznie. Dziś jest tego dużo więcej, bo swoje dołożył covid. W badaniach stanu zdrowia Polaków podczas pandemii, przeprowadzonych przez WP abcZdrowie wspólnie z HomeDoctor, ponad połowa Polaków zadeklarowała, że przyjmuje na stałe leki na receptę. Blisko 56 proc. przyznało, że używa suplementów diety, z czego prawie jedna trzecia codziennie. Jeszcze bardziej szokujące są dane, według których ponad 42 proc. badanych deklaruje długotrwałe problemy zdrowotne lub występowanie chorób przewlekłych. To głównie bóle kostne, osłabienie czy problemy żołądkowe.

Czytaj więcej

Koniec aktorów w reklamach produktów medycznych

Jaka na to rada? Oczywiście wizyta u lekarza, a potem w aptece. Podejmujemy ten wysiłek, czy trzeba, czy nie – niemal codziennie. Lekarze skarżą się, że zmuszeni są do przyjmowania ludzi zdrowych. Podobnie jak aptekarze (ci to zgłaszają, nie narzekają). A w samej aptece polskiemu hipochondrykowi wystarczą zazwyczaj – stanowczo nadużywane – suplementy diety. Mamy ich w kraju coraz więcej. Tyle że Główny Inspektorat Sanitarny nie nadąża z ich rejestracją, a Najwyższa Izba Kontroli krytykuje system nadzoru nad ich wprowadzaniem na rynek. Nadużywane zamiast pomagać – szkodzą.

Polacy mają jednak inne zdanie; wolą szturmować apteki. Problem pojawia się wtedy, gdy – jak w te święta – na ten szturm nałoży się nagła fala zachorowań na grypę i niewielka liczba dyżurujących placówek. Tworzą się zatory i ustawiają wielogodzinne kolejki. Kto naprawdę na tym traci? Ciężko chorzy, bo w ich przypadku lek to kwestia życia i śmierci. Ale gardłuje najgłośniej kto inny – zwiedziony reklamą telewizyjną hipochondryk. Czy ten problem da się rozwiązać? Bez wątpienia jest to potrzebne. Może nowe przepisy, zakazując aktorom wcielania się w lekarzy promujących wyroby medyczne, coś tu zmienią. Chciałbym w to wierzyć, choć to zaledwie początek drogi.