Wiesław Gołas zmarł nad ranem 9 września 2021 r. (9 października obchodziłby 91. urodziny). Od kilku lat miał poważne problemy zdrowotne: przeszedł zawał serca, operację żylaków, udar. I choć zdrowie go opuściło, to nie borykał się z tym sam. Miał doskonały kontakt z córką Agnieszką (z pierwszego małżeństwa) – to ona przeprowadziła wywiad rzekę ze swym wyjątkowym ojcem, a książkę zatytułowała po prostu „Gołas” (Marginesy 2015). U jego boku czuwała też ukochana żona Maria Krawczyk-Gołas, z którą wspólnie przeżył ponad 40 lat i która zwłaszcza w ostatnich latach pilnowała, by się oszczędzał. W jednym z wywiadów w 2018 r. aktor otwarcie przyznał: „W domu odsuwany jestem teraz od pracy. Żona nie chce, żebym się fatygował. Żal mi jej, bo ona biega i biega, a ja niestety już nie potrafię w niczym jej pomóc”. To żona na co dzień dodawała mu otuchy, gdy w 2020 r. przeszedł udar, po którym miał trudności z wysłowieniem się. Tak wówczas o tym mówiła dla prasy: „Rehabilituję go w domu, staram się, jak mogę, dużo z nim rozmawiam. Proszę go, żeby kilka razy powtórzył wyraźnie zdanie, które mi powiedział, ale on nie zawsze ma na to ochotę. Dużo też chodzi po domu i ogląda telewizję”, on sam zaś – po tym jak oficjalnie zakończył zawodową karierę – otwarcie przyznawał: „Na szczęście zawsze byłem domatorem, więc siedzenie w domu nie jest dla mnie problemem. Teraz jest czas na ciszę...”. Pogodzony z ludzkim losem podkreślał: „Wszystko już zobaczyłem i przeżyłem”. A życie miał barwne, pełne sukcesów. Nie brakowało w nim także dramatycznych, wręcz heroicznych chwil.
Od śmiechu po łzy
Niechętnie opowiadał o sobie, ale dla córki zrobił wyjątek. Dzięki temu w jej książce czytamy: „Oficjalnie, urzędowo, urodziłem się 4 października 1930 r. w Kielcach, a naprawdę – 9 października. Przy chrzcie pijany organista wpisał do mojej metryki błędną datę, i tak już zostało. Mama mi opowiadała, że po pierwszym »klapie«, jaki się daje noworodkowi, nie zapłakałem, ale roześmiałem się głośno. W karierze odbierającej poród doświadczonej akuszerki byłem pierwszym przypadkiem ryczącego ze śmiechu noworodka”.
Jego beztroskie dzieciństwo u boku rodziców i starszej siostry Basi w kieleckim domu przy ul. Mahometańskiej 3 trwało zaledwie kilka lat. Gdy poszedł do szkoły, nie było mu łatwo – nie miał natury prymusa, ale piątki dostawał z WF-u, muzyki i... polskiego, bo lubił śpiewać i recytować wiersze na szkolnych akademiach.
Pochodził z tradycyjnej katolickiej rodziny. Matka chciała nawet, by został księdzem… Wszystko zmienił wybuch II wojny światowej. To hitlerowskie Niemcy odebrały mu nie tylko beztroskie dzieciństwo, ale przede wszystkim ukochanego i podziwianego ojca – ogniomistrza 2. Pułku Artylerii Lekkiej Legionów, który po kampanii wrześniowej trafił do jenieckiego transportu. Uciekł jednak i działał w partyzantce – wkrótce Niemcy złapali go i wywieźli do obozu w Majdanku. „Słuch o nim zaginął. Szukaliśmy jego śladów jeszcze przez wiele lat po wojnie, ponieważ żadne dokumenty obozowe jednoznacznie nie potwierdzały jego śmierci” (cyt. jak wyżej). Najprawdopodobniej jednak ojciec przyszłego aktora stracił życie w Majdanku.
Nastoletni Wiesio musiał szybko dorosnąć. Wstąpił do Szarych Szeregów, działał w konspiracji, zdobywał i przenosił broń. W „Gołasie” wspominał, że długo dopisywało mu szczęście, ale i on nie uniknął niemieckiego więzienia, mimo że miał wówczas dopiero 14 lat. „Dziwnym zbiegiem okoliczności dostałem się do tej samej celi, w której dwa lata wcześniej siedział mój ojciec”. Był przesłuchiwany i torturowany przez sadystycznego gestapowca, a mimo to nikogo nie wydał. Odzyskał wolność w styczniu 1945 r., gdy Niemcy uciekli przed nadciągającymi Rosjanami.