– Sława jest sumą nieporozumień narosłych wokół nazwiska – cytował Rilkego w jednym z wywiadów.
Beatty urodził się 1937 roku w Richmond w nauczycielskiej rodzinie baptystów. Pierwsze lekcje aktorstwa dawała jemu i jego starszej siostrze (Shirley MacLaine) – matka, niespełniona aktorka. W czasach licealnych był młodzianem przy kości i nie wyglądał na przyszłego łamacza kobiecych serc. Aktorstwo pojechał studiować do Nowego Jorku, bo jak potem opowiadał – chciał już wtedy zostać reżyserem. Pierwszą pracę dostał w Hollywood, w telewizji. Początki nie były porywające, ale okazało się, że kamera go kocha. Podobnie zresztą, jak kobiety. Joan Collins, wtedy gwiazda, była pierwszym poważnym przystankiem na jego drodze – wśród zdobyczy Warrena były niemal wszystkie divy kina, modelki, piękności, a nawet koronowane głowy…. Związek z Natalie Wood okazał się przepustką do historii kina. Później Beatty miał zwyczaj angażowania do filmów swoje kochanki. Ale kiedy ożenił się mając 55 lat z Anette Benning – to już na poważnie - ma z nią czwórkę dzieci…
W 1961 roku zagrał w „Wiosennej bujności traw” w reżyserii Kazana pierwszą ważną rolę. Szybko uwierzył w swoją dobrą gwiazdę i bez specjalnych skrupułów odrzucał kolejne nieinteresujące go scenariusze. Kiedy przeczytał scenariusz „Bonnie i Clyde” postanowił, że nie tylko ten film wyreżyseruje, ale i go wyprodukuje. Okazał się hitem, także finansowym. Miał 30 lat i był na szczycie. I nadal odrzucał mnóstwo propozycji – złośliwi twierdzą, że dzięki zignorowanym przez niego rolom karierę zrobił Robert Redford…
– Nie przepadam za graniem – mówił w jednym z wywiadów Warren.
Oscara dala mu rola Johna „Jacka” Reeda, naocznego świadka rewolucji październikowej w biograficznym filmie „Czerwoni”.