Aż 232 osoby zachorowały od początku roku na odrę – wynika z danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny. Być może liczba ta nie wzbudzała niepokoju (wciąż nie jest ona bardzo duża), gdyby nie fakt, że w analogicznym okresie poprzedniego roku były to zaledwie 22 przypadki.
Odra to groźna choroba zakaźna, w wyniku której może dojść nawet do zapalenia mięśnia sercowego, mózgu, może przyczyniać się do powstania ślepoty, a nawet śmierci – zwłaszcza wśród dzieci w krajach rozwijających się – wśród dzieci poniżej piątego roku życia współczynnik wynosi tam ok. 15 proc.
Zła sława szczepionki przeciwko odrze, śwince i różyczce
Teoretycznie zachorowania na odrę nie powinny mieć miejsca, bo medycyna dysponuje skuteczną szczepionką zapobiegającą tej chorobie. Według kalendarza szczepień powinno być nią zaszczepione każde dziecko (poza sytuacjami, gdy nie pozwala na to jego stan zdrowia) w drugim roku życia. Problem w tym, że szczepionka skojarzona przeciwko odrze, śwince i różyczce (mmr) ma od dawna złą sławę. To „zasługa” opublikowanego w 1998 r. w czasopiśmie medycznym „The Lancet” artykułu autorstwa Andrew Wakefielda oraz 12 innych lekarzy, w którym twierdzili oni, że istnieje związek między tą szczepionką a autyzmem. Później jednak okazało się, że swoją publikację opierali oni na nierzetelnych badaniach. Teorię o tym, że szczepienia powodują autyzm, ostatecznie obalono, jednak wciąż w społeczeństwie istnieje obawa, czy podając szczepionkę przeciwko odrze, śwince i różyczce, nie szkodzi się własnemu dziecku.
To w połączeniu z rosnącą siłę ruchów antyszczepionkowych spowodowało, że liczba niezaszczepionych przeciwko odrze dzieci stale rośnie. UNICEF, agenda ONZ zajmująca się sprawami dzieci, kilka dni temu zaalarmował, że dzieci w Polsce nie są chronione przeciwko odrze.
Czytaj więcej
W ubiegłym roku najwięcej osób zachorowało na szkarlatynę. Odry na razie w Polsce nie ma za wiele.