Włochy to ciekawy przykład. Pierwszym epicentrum, jeżeli chodzi o obecność SARS-CoV-2 w populacji w Europie, była Lombardia,czyli m.in. Mediolan i Bergamo. Wirus trafił na niezwykle podatny grunt, jako że jest to rejon o wysokiej gęstości zaludnienia oraz najwyższej liczbie osób w wieku 80+ we Włoszech. Ta populacja osób starszych była – jak wiemy – w najwyższej grupie ryzyka i była najbardziej podatna na skutki działania wirusa o początkowo wysokiej zjadliwości. Dlatego w Lombardii ogniska epidemiczneCovid-19 wybuchały wśród osób starszych, które zamieszkiwały domy pomocy społecznej, domy dla osób starszych. Jeżeli mamy do czynienia z takim rozkładem demograficznym populacji, w którym na danym terytorium występują duże skupiska osób w grupie wysokiego ryzyka, to z punktu widzenia statystyki można się spodziewać, że to właśnie tam potencjalnie pojawi się najwięcej zgonów bądź przypadków ciężkiego przebiegu Covid-19.
W innych rejonach świata, gdzie populacja jest dużo młodsza, na przykład w części krajów afrykańskich czy też w Indiach, nie obserwowaliśmy aż takiej intensywności zgonów w stosunku do ogółu populacji. A trzeba pamiętać, że jeśli mówiliśmy o Indiach, to mówimy o najbardziej ludnym kraju świata. Dlatego „surowe” dane o liczbie zgonów, nawet jeśli to niewielki procent populacji kraju, mogą się wydawać gigantyczne w stosunku do naszej populacji.
Jeżeli chodzi o Szwecję, to była na początku podawana jako przykład kraju, który nie radzi sobie z pandemią. Strategia Szwedów polegała na tym, żeby bardzo dobrze chronić grupy ryzyka, przede wszystkim osoby starsze z obniżoną odpornością i te z wielochorobowością, a jednocześnie pozwolić w sposób kontrolowany na bytowanie czynnika zakaźnego w populacji, budując w ten sposób odporność stadną - również poprzez system szczepień. Na początku model szwedzki był mniej efektywny od polityki ścisłych lock-downów, stąd w 2020 roku odnotowano tam wzrost zgonów nadmiarowych o 6 proc. w stosunku do poprzedniego roku, ale ostatecznie przyjęta strategia okazała się dobra, choć nadal kontrowersyjna.
Co pozwoliło nam zatem wypłaszczyć krzywą zachorowań w Polsce? Przejdźmy przez fakty i mity.
Jednym z posunięć, o których można bezsprzecznie powiedzieć, że miało dla mnie wymiar irracjonalny, było zamykanie lasów. To ewenement w skali świata. Jesteśmy jedynym krajem, który zdecydował się na taki krok. Kiedy jeżdżę na konferencję międzynarodowe dla epidemiologów i specjalistów zdrowia publicznego, często po tym, kiedy mówię, że jestem z Polski, słyszę: „O! To wy zamknęliście lasy!”. Zamykanie lasów mogło paradoksalnie zwiększać ryzyko zakażeń. Tereny leśne są miejscami o najniższym ryzyku transmisji wirusów, a osoby poszukujące alternatywnego miejsca do spędzenia czasu na świeżym powietrzu były zmuszone korzystać z przestrzeni dozwolonych, takich jak sklepy, co prowadziło do zwiększenia liczby odwiedzających te miejsca. Taka sytuacja mogła przyczynić się do wzrostu wskaźnika reprodukcji (R) – wskaźnika określającego średnią liczbę nowych zakażeń wywołanych przez jedną osobę zakażoną. Wyższy wskaźnik R oznacza szybsze rozprzestrzenianie się choroby, co stanowi poważne wyzwanie dla kontroli pandemii.
Kolejnym z „filarów” walki z epidemią było noszenie maseczek. I trzeba powiedzieć jasno, że noszenie maseczek działa… ale noszenie właściwych maseczek i w odpowiedni sposób. Maseczki N99,N95, FPP2 czy FPP3 zakładane i użytkowane w prawidłowy sposób, zgodnie z zaleceniami producenta, działają. Są wykorzystywane w szpitalach klinicznych,na oddziałach zakaźnych i dostosowane do poziomu ryzyka, na które narażeni są pracownicy ochrony zdrowia. A jeżeli przypomnimy sobie, w jaki sposób nakaz zasłaniania twarzy był honorowany w praktyce przez społeczeństwo, to trzeba jasno powiedzieć, że większość ludzi nie nosiła maseczek certyfikowanych, tylko wielokrotnie zwykłe, jednowarstwowe, materiałowe maseczki. Badania pokazują, że takie maseczki miały nikłą skuteczność w przecinaniu transmisji wirusa. W tym zakresie zdecydowanie warto było poprawić sferę edukacji i komunikacji ze społeczeństwem.