Mija pięć lat od pacjenta zero w Wuhan. Od czego zacznie się kolejna pandemia?

Może się okazać, że to superbakteria z rozwiniętą antybiotykopornością będzie potencjalnym czynnikiem X, który spowoduje, że wybuchnie następna pandemia – mówi Artur Białoszewski, epidemiolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Aktualizacja: 19.11.2024 16:56 Publikacja: 18.11.2024 14:55

Artur Białoszewski, epidemiolog

Artur Białoszewski, epidemiolog

Foto: Artur Białoszewski

17 listopada minęło pięć lat od pierwszego, odnotowanego przypadku koronawirusa SARS-CoV-2 na świecie. Z perspektywy czasu, jak poradziliśmy sobie z pandemią?

Umiarkowanie źle. Jednym z mierników, które obrazują, w jaki sposób poszczególne kraje poradziły sobie z pandemią, jest współczynnik nadmiarowych zgonów (czyli to, o ile liczba zgonów w danym okresie przekracza oczekiwaną liczbę zgonów wynikającą z historycznych trendów i danych demograficznych) w porównaniu z latami 2015–2019. Z danych OECD wynika, że w latach 2020–2022najmniej nadmiarowych zgonów w przeliczeniu na milion mieszkańców odnotowano w Szwecji, Norwegii i Australii. W przypadku tych krajów było to odpowiednio ok. 700,1000 i 1300 takich zgonów. Jak pani sądzi, kto w tym konkretnym zestawieniu wypadł najgorzej?

Czytaj więcej

Dyrektor FBI: Wyciek z laboratorium prawdopodobną przyczyną pandemii COVID

Włochy i Brazylia?

Skupmy się na Europie, bo łatwiej porównać kraje o podobnej charakterystyce – z wysokimi standardami sanitarnymi i wiarygodnym systemem nadzoru nad zgonami. Statystyka nie kłamie i najwięcej nadmiarowych zgonów w tym okresie odnotowano w Bułgarii, Rumunii i Polsce. W naszym kraju było to prawie dziesięć razy więcej niż w Szwecji, czyli ponad 6tys. nadmiarowych zgonów na milion mieszkańców, łącznie to ponad 200 tys. Polek i Polaków. Za to lepiej sobie poradziły takie kraje jak Słowacja, Litwa, Czechy,Grecja, Węgry, a Włochy oscylowały wokół średniej UE.

Włochy to ciekawy przykład. Pierwszym epicentrum, jeżeli chodzi o obecność SARS-CoV-2 w populacji w Europie, była Lombardia,czyli m.in. Mediolan i Bergamo. Wirus trafił na niezwykle podatny grunt, jako że jest to rejon o wysokiej gęstości zaludnienia oraz najwyższej liczbie osób w wieku 80+ we Włoszech. Ta populacja osób starszych była – jak wiemy – w najwyższej grupie ryzyka i była najbardziej podatna na skutki działania wirusa o początkowo wysokiej zjadliwości. Dlatego w Lombardii ogniska epidemiczneCovid-19 wybuchały wśród osób starszych, które zamieszkiwały domy pomocy społecznej, domy dla osób starszych. Jeżeli mamy do czynienia z takim rozkładem demograficznym populacji, w którym na danym terytorium występują duże skupiska osób w grupie wysokiego ryzyka, to z punktu widzenia statystyki można się spodziewać, że to właśnie tam potencjalnie pojawi się najwięcej zgonów bądź przypadków ciężkiego przebiegu Covid-19.

W innych rejonach świata, gdzie populacja jest dużo młodsza, na przykład w części krajów afrykańskich czy też w Indiach, nie obserwowaliśmy aż takiej intensywności zgonów w stosunku do ogółu populacji. A trzeba pamiętać, że jeśli mówiliśmy o Indiach, to mówimy o najbardziej ludnym kraju świata. Dlatego „surowe” dane o liczbie zgonów, nawet jeśli to niewielki procent populacji kraju, mogą się wydawać gigantyczne w stosunku do naszej populacji.

Jeżeli chodzi o Szwecję, to była na początku podawana jako przykład kraju, który nie radzi sobie z pandemią. Strategia Szwedów polegała na tym, żeby bardzo dobrze chronić grupy ryzyka, przede wszystkim osoby starsze z obniżoną odpornością i te z wielochorobowością, a jednocześnie pozwolić w sposób kontrolowany na bytowanie czynnika zakaźnego w populacji, budując w ten sposób odporność stadną - również poprzez system szczepień. Na początku model szwedzki był mniej efektywny od polityki ścisłych lock-downów, stąd w 2020 roku odnotowano tam wzrost zgonów nadmiarowych o 6 proc. w stosunku do poprzedniego roku, ale ostatecznie przyjęta strategia okazała się dobra, choć nadal kontrowersyjna.

Co pozwoliło nam zatem wypłaszczyć krzywą zachorowań w Polsce? Przejdźmy przez fakty i mity.

Jednym z posunięć, o których można bezsprzecznie powiedzieć, że miało dla mnie wymiar irracjonalny, było zamykanie lasów. To ewenement w skali świata. Jesteśmy jedynym krajem, który zdecydował się na taki krok. Kiedy jeżdżę na konferencję międzynarodowe dla epidemiologów i specjalistów zdrowia publicznego, często po tym, kiedy mówię, że jestem z Polski, słyszę: „O! To wy zamknęliście lasy!”. Zamykanie lasów mogło paradoksalnie zwiększać ryzyko zakażeń. Tereny leśne są miejscami o najniższym ryzyku transmisji wirusów, a osoby poszukujące alternatywnego miejsca do spędzenia czasu na świeżym powietrzu były zmuszone korzystać z przestrzeni dozwolonych, takich jak sklepy, co prowadziło do zwiększenia liczby odwiedzających te miejsca. Taka sytuacja mogła przyczynić się do wzrostu wskaźnika reprodukcji (R) – wskaźnika określającego średnią liczbę nowych zakażeń wywołanych przez jedną osobę zakażoną. Wyższy wskaźnik R oznacza szybsze rozprzestrzenianie się choroby, co stanowi poważne wyzwanie dla kontroli pandemii.

Kolejnym z „filarów” walki z epidemią było noszenie maseczek. I trzeba powiedzieć jasno, że noszenie maseczek działa… ale noszenie właściwych maseczek i w odpowiedni sposób. Maseczki N99,N95, FPP2 czy FPP3 zakładane i użytkowane w prawidłowy sposób, zgodnie z zaleceniami producenta, działają. Są wykorzystywane w szpitalach klinicznych,na oddziałach zakaźnych i dostosowane do poziomu ryzyka, na które narażeni są pracownicy ochrony zdrowia. A jeżeli przypomnimy sobie, w jaki sposób nakaz zasłaniania twarzy był honorowany w praktyce przez społeczeństwo, to trzeba jasno powiedzieć, że większość ludzi nie nosiła maseczek certyfikowanych, tylko wielokrotnie zwykłe, jednowarstwowe, materiałowe maseczki. Badania pokazują, że takie maseczki miały nikłą skuteczność w przecinaniu transmisji wirusa. W tym zakresie zdecydowanie warto było poprawić sferę edukacji i komunikacji ze społeczeństwem.

Czytaj więcej

Covid-19 i grypa w natarciu. Jak uniknąć zakażenia?

A co z myciem rąk?

Z myciem rąk jest tak jak z noszeniem maseczek. Prawidłowo przeprowadzone mycie i dezynfekcja rąk redukują ryzyko zakażenia i przeniesienia czynnika zakaźnego pomiędzy jedną a drugą osobą. Trzeba jednak pamiętać, że jeżeli chodzi o Covid-19,dominującą drogą przenoszenia wirusa była droga powietrzno-kropelkowa, a do zakażenia rzadziej dochodziło przez dotyk skażonej powierzchni. Mycie rąk usuwa fizyczne zabrudzenie zawierające wirusa, takie jak duże krople śliny, np.kiedy ktoś kichnął i zasłonił usta dłonią. Prawidłowa dezynfekcja natomiast niszczy wirusa, np. poprzez działanie alkoholu, który denaturuje białka i rozpuszcza lipidową otoczkę wirusa, prowadząc do jego inaktywacji. Aby osiągnąć taki cel, powinniśmy obficie oblać dłonie płynem dezynfekcyjnym, tak żeby w odpowiednio długim czasie i w całości były poddane ekspozycji na alkohol o stężeniu co najmniej 60 proc., który ma zredukować obecność wirusa. Teraz przypomnijmy sobie, w jaki sposób dezynfekowaliśmy ręce w miejscach publicznych. Rozcieraliśmy na dłoniach kilka kropel płynu do dezynfekcji z dystrybutora.

Natomiast mało skuteczne w zetknięciu z wirusem były wszelkie płyny antybakteryjne, których po wybuchu pandemii przybyło na sklepowych półkach. Nie wykazywały one cech mogących niszczyć wirusy tak jak alkohol, tylko oddziaływały na bakterie bytujące na naszych dłoniach. To jak leczyć zakażenie wirusowe antybiotykami.

Co z całą pewnością zadziałało w walce z pandemią?

Oczywiście szybko wprowadzone szczepienia redukujące ryzyko zgonu i ciężkiego przechorowania odegrały kluczową rolę w walce z pandemią. Z innych działań – wbrew szerokiemu niezadowoleniu społecznemu, byłem zwolennikiem wyznaczonych godzin dla seniorów w sklepach, czyli próby separowania osób z grupy ryzyka od reszty populacji. W mojej ocenie bardzo dobrym i skutecznym rozwiązaniem było także ustanowienie jednego terminu ferii zimowych 2021 dla wszystkich uczniów w całym kraju, przy równoległym ograniczaniu form zorganizowanego wypoczynku. Zredukowaliśmy w ten sposób kontakty między osobami z różnych województw i wypłaszczyliśmy zachorowania.

W tym kontekście warto zauważyć, że zwykle obserwujemy „pik” zachorowań na grypę i choroby grypopodobne na przełomie stycznia i lutego, czemu sprzyjają z jednej strony warunki atmosferyczne – m.in. wysoka wilgotność powietrza, a z drugiej strony mieszanie się mieszkańców różnych województw podczas ferii, sylwestra czy też wcześniej - świąt.

Warto zaznaczyć, że jako społeczeństwo, instytucje państwowe wychodzimy z tej pandemii z większą wiedzą, kompetencjami oraz umiejętnościami, które mogą być wykorzystane w przyszłości do lepszego zarządzania podobnymi kryzysami zdrowotnymi. Nabyte doświadczenia nauczyły nas, jak ważna jest szybka reakcja, koordynacja działań na poziomie krajowym oraz indywidualna odpowiedzialność każdego z nas w ochronie zdrowia publicznego. Dzięki temu jesteśmy lepiej przygotowani na ewentualne przyszłe zagrożenia, zarówno zdrowotne, jak i społeczne, co pozwoli nam efektywniej chronić nasze społeczności i minimalizować negatywne skutki podobnych sytuacji w przyszłości.

Czy w oparciu o obecny stan badań naukowych jesteśmy w stanie przewidzieć, kiedy wydarzy się kolejna pandemia?

Bezsprzecznie jesteśmy pewni tego, że czeka nas styczność z czynnikiem zakaźnym określanym jako czynnik „X”. Nie wiemy jednak, jaki to będzie czynnik, ani kiedy się pojawi. Nie wiemy też, czy to będzie bakteria, czy wirus, chociaż jeżeli nie będziemy inwestować w nowe grupy antybiotyków, to może się okazać, że to superbakteria z rozwiniętą antybiotykopornością będzie potencjalnym czynnikiem X, który spowoduje, że wybuchnie następna pandemia. Jeżeli mowa o miejscu, w którym może pojawić się nowy czynnik zakaźny, to doświadczenie wskazuje na Azję Południowo-Wschodnią, gdzie występuje wysoka gęstość zaludnienia, ludzie mieszkają blisko zwierząt albo ze zwierzętami, a często w ich hodowli stosuje się masowo antybiotyki. Jeżeli człowiek ma bliski kontakt ze zwierzęciem, to choroba może „przeskoczyć” ze zwierzęcia na człowieka. Kiedy dochodzi do przebicia bariery gatunkowej, mamy do czynienia z przeskokiem gatunkowym i nową zoonozą, czyli chorobą odzwierzęcą. Przykładami chorób, które dokonały takiego przeskoku są HIV, Ebola, czy ptasia grypa. Nowe zoonozy to jedno z groźniejszych ryzyk, jakie w tej chwili stoją przed ludzkością. Czynnik zakaźny, który nauczy się przechodzić ze zwierzęcia na człowieka jest też tym czynnikiem, który może stanowić największe ryzyko pojawienia się nowej, wysoce zjadliwej choroby mogącej wywołać pandemię.

Czytaj więcej

Nowy wariant Covid. Prof. Horban: Zachorowań więcej, ale są one znacznie łagodniejsze

17 listopada minęło pięć lat od pierwszego, odnotowanego przypadku koronawirusa SARS-CoV-2 na świecie. Z perspektywy czasu, jak poradziliśmy sobie z pandemią?

Umiarkowanie źle. Jednym z mierników, które obrazują, w jaki sposób poszczególne kraje poradziły sobie z pandemią, jest współczynnik nadmiarowych zgonów (czyli to, o ile liczba zgonów w danym okresie przekracza oczekiwaną liczbę zgonów wynikającą z historycznych trendów i danych demograficznych) w porównaniu z latami 2015–2019. Z danych OECD wynika, że w latach 2020–2022najmniej nadmiarowych zgonów w przeliczeniu na milion mieszkańców odnotowano w Szwecji, Norwegii i Australii. W przypadku tych krajów było to odpowiednio ok. 700,1000 i 1300 takich zgonów. Jak pani sądzi, kto w tym konkretnym zestawieniu wypadł najgorzej?

Pozostało 93% artykułu
COVID19 i choroby zakaźne
Kobiety w ciąży nie stanęły w kolejce do szczepień przeciw krztuścowi
COVID19 i choroby zakaźne
Covid-19 i grypa w natarciu. Jak uniknąć zakażenia?
COVID19 i choroby zakaźne
Gorączka zachodniego Nilu: Co to za choroba i jakie ma objawy?
COVID19 i choroby zakaźne
Szczepionka dla dzieci przeciwko zapaleniu wątroby typu B wstrzymana w obrocie
Materiał Promocyjny
Dylematy ekologiczne
koronawirus
Nowy wariant Covid. Prof. Horban: Zachorowań więcej, ale są one znacznie łagodniejsze