Jan Kulczyk- wspomnienie w pierwszą rocznicę śmierci

Gdyby Jan Kulczyk żył, nie czułby się dziś zapewne szczególnie komfortowo.

Aktualizacja: 31.07.2016 20:47 Publikacja: 31.07.2016 00:01

dr Jan Kulczyk

dr Jan Kulczyk

Foto: Fotorzepa, Mateusz Dąbrowski

Przedstawiciele ekipy rządzącej próbują doszukiwać się nieprawidłowości w jego ostatniej wielkiej transakcji, czyli zakupie większościowego pakietu akcji Ciechu. A nawet gdyby nie to, można zakładać, że Prawo i Sprawiedliwość nie darzyłoby Jana Kulczyka nadmierną sympatią. Już podczas poprzednich rządów partii Jarosława Kaczyńskiego, kiedy z ust jej wysoko postawionych przedstawicieli padały nazwiska czołowych naszych biznesmenów jako osób z definicji podejrzanych, dr Kulczyk wolał przebywać za granicą. To przyniosło mu zresztą sporo korzyści biznesowych, do czego jeszcze wrócę. Czy się wtedy bał? Nie sądzę. Raczej wolał nie rzucać się oczy dla dobra interesów, które w Polsce przecież cały czas prowadził.

Warto tutaj przypomnieć, że zarzuty względem Jana Kulczyka zawsze ograniczały się właśnie do samych zarzutów

Natomiast w ciągu roku jaki minął od jego śmierci, coraz mocniej widać lukę w polskim biznesie. Nie chodzi oczywiście o lukę dotyczącą samego funkcjonowania naszych firm. Na szczęście generalnie w Polsce koniunktura jest dobra i biznes w najróżniejszych swoich wydaniach po prostu się kręci. Chodzi o lukę w galerii osobowości polskiego biznesu. Czego byśmy nie powiedzieli – i tutaj nie można uciec od tzw. wielkich słów - Jan Kulczyk był wizjonerem o ponadprzeciętnym poziomie skuteczności, liderem polskiego biznesu. Jedną z tych postaci, które nadawały mu ton. Bez obrazy, ta luka nie została zapełniona. Z tych czy innych przyczyn żaden z gigantów naszej przedsiębiorczości nie przejął dosyć ryzykownej zresztą roli ikony naszego biznesu. Trudno odnaleźć analogie do tego poziomu rozmachu działania i zdolności rozwijania interesów na całym świecie. Wspomniany okres londyńskiej emigracji dziesięć lat temu skrzętnie wykorzystał na ekspansję międzynarodową i to ekspansję skuteczną. 

Podważa to zresztą zarzut, że jedyne interesy, jakie Jan Kulczyk potrafił robić, miały swoją genezę na styku prywatny biznes-państwo polskie, a sam doktor pełnił co najwyżej rolę pośrednika. Już pomijam fakt, że od momentu ostatniej transakcji z państwem do kupna Ciechu minęło ładnych parę lat i przez ten okres firmy Kulczyka jakoś potrafiły działać i się rozwijać.

Doktor zawsze wyprzedzał innych. Błyskawicznie zorganizował przedstawicielstwo Volkswagena w Polsce, gdyż był pewien, że bogacący się Polacy będą kupować auta. A służby publiczne i rodzący się biznes będą musiały przesiąść się z nysek do nowoczesnych pojazdów. Zdawał sobie zresztą sprawę, że to biznes tylko na jakiś czas, w miarę rozwoju polskiego rynku VW za wszelką cenę będzie chciał się pozbyć generalnego importera. Ważne, żeby ta cena była jak najwyższa i że Kulczyk dopiął swego. Podobnie z piwem - Browary Wielkopolskie kupił wychodząc z bardzo prostego założenia, że Polacy będą pili coraz więcej tego trunku. Zakup okazał się transakcją przeciętną, zagraniczni gracze, czyli Carlsberg i Heineken kupili browary lepsze i bardziej nowoczesne. Wówczas Kulczyk spojrzał znacznie dalej, bo w kierunku RPA. Tam upadał apartheid, co budziło obawy miejscowego biznesu, który uciekał z kapitałem za granicę. Stąd wziął się sojusz Kulczyka z potężnym południowoafrykańskim koncernem SAB, kupno Browarów Tyskich i wspólne stworzenie czołowych marek piwa w Polsce.

Z tej umiejętności przewidywania biznesowych perspektyw wziął się również ostatni, niezrealizowany już, projekt biznesowy Kulczyka dotyczący importu do Polski prądu z Ukrainy. Mamy w Polsce sypiącą się energetykę i groźbę niedoborów energii. Ukraińcy mogliby zatem produkować dla nas prąd i to tani. Pomysł Kulczyka była zarazem prosty i wizjonerski. I kto wie czy ten pomysł, jeśli zostałby zrealizowany, nie wyszedłby Polsce naprawdę na dobre. Kolejna sprawa – autostrady. Kulczyk był przekonany, że prędzej czy później trasy szybkiego ruchu zostaną w Polsce zbudowane. Od początku wolnej Polski chciał być w tym biznesie i w końcu się w nim znalazł. Uzyskując zresztą finansowanie od jednej z najpoważniejszych instytucji finansowych w Europie – Europejskiego Banku Inwestycyjnego. 

Najsłynniejszy zarzut odnoszący się do tego „pośrednictwa" J. Kulczyka dotyczy sprzedaży Telekomunikacji Polskiej Francuzom z France Telecom, gdzie dr Kulczyk występował jako partner strony kupującej. Problem w tym, że zarzut jest nie do końca trafiony, warunkiem strony polskiej było posiadanie partnera ze strony miejscowego biznesu, rywale France Telecom w wyścigu po Telekomunikację związali się z innymi naszymi przedsiębiorcami. Natomiast nikt nie dawał tak dobrej ceny jak Francuzi i państwo polskie po prostu nieźle na całej sprzedaży zarobiło. Stosunkowo słabiej wyszedł na tym sam Jan Kulczyk, którego czysty zysk z całej operacji po sprzedaży udziałów w TP wyniósł 40 mln euro. W efekcie Jan Kulczyk zdecydował się wycofać, bo nie chciał się zgodzić na nowe porządki wprowadzane w firmie przez Francuzów. Nie brzmi to nieprawdopodobnie, z czysto biznesowego punktu widzenia pewnie lepiej byłoby odczekać aż Francuzi bardzo będą już chcieli mieć samodzielność w firmie i podbijać cenę za odstępne.

Nie znaczy to jednak, że biznesowa działalność Kulczyka była pozbawiona wad, i to sporych. Najpoważniejszą z nich – zresztą sam się do tego przyznawał – był grzech pychy. Po 2000 roku Kulczyk poczuł wiatr w żagle, biznes szedł znakomicie, a ze strony polityków spotykał się z aplauzem. Miał prawo poczuć się rozgrywającym politykę na styku biznesu prywatnego i państwowego. I przeliczył się, nie zdawał sobie sprawy -  w największym skrócie – z braku solidniejszego własnego zaplecza oraz poziomu wrogości jaką wywołuje jego coraz bardziej rosnąca pozycja. Największy jego projekt z tamtych czasów, stworzenia z Orlenu sporego środkowoeuropejskiego gracza, zawalił się z hukiem. W dodatku w bardzo złej atmosferze powszechnych domniemań o chęć sprzedaży naszych paliwowych klejnotów Rosjanom.

W końcu zaczęła się londyńska quasi emigracja. Warto jednak zauważyć, że to ciężkie zderzenie z rzeczywistością nie zwichnęło kariery i interesów Kulczyka. Dlatego, że wyciągnął wnioski. Po pierwsze - grzech pychy zniknął. Po drugie – skutecznie postawił na międzynarodowe rozwijanie swojego biznesu. Po trzecie – szybko zmieniła się ekipa rządząca w Polsce na bardziej wobec niego neutralną. Ale był też czwarty wymiar: Kulczyk zaczął wytrwale budować własną pozycję, jako pozycję człowieka - instytucji. Stąd jego zaangażowanie nie tylko w biznes, ale w przedsięwzięcia o charakterze non-profit - szefowanie Green Cross, globalnej organizacji ekologicznej, stąd jego aktywność przy powstawaniu Muzeum Żydów Polskich czy w Polskim Komitecie Olimpijskim i dziesiątkach innych przedsięwzięć. Oczywiście, znakomicie pomagało mu to w prowadzeniu biznesu, ale trudno w tym zaangażowaniu znaleźć choć szczyptę cynizmu.

Dzięki tym wszystkim działaniom Jan Kulczyk stał się nie tylko najbogatszym Polakiem, a człowiekiem-instytucją. Można było go cenić, można było go nie znosić, ale trudno było mu odmówić wielowymiarowości i rozmachu. I chyba podczas tego roku od jego śmierci najbardziej dotkliwy jest brak instytucjonalnego formatu tej postaci.

Biznesy istnieją, instytucja została pogrzebana.

Dr Jan Kulczyk potrafił też dostrzec, że przyjdzie mu się zmierzyć z problemem sukcesji, czyli czymś, czego większość polskich przedsiębiorców stara się nie widzieć. Dlatego już od paru lat coraz mocniej osadzał w swoim biznesie dzieci. Zrobił to skutecznie, role są porozdzielane, firmy działają. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że z poważnym niepokojem obserwował nieudane sukcesje w innych polskich biznesowych imperiach.

A czy skutecznie przeprowadził jedną z ostatnich swoich transakcji, czyli kupno wspomnianego już Ciechu? Warto przypomnieć, że kupił Ciech za pożyczone pieniądze i to od banku, którego szefem był obecny wicepremier. Wówczas dla tego banku transakcja była w całkowitym porządku, kredytu udzielono. Teraz politycy próbują mnożyć wątpliwości. To paradoks, a w świecie takich właśnie paradoksów musiał się poruszać za swojego życia Jan Kulczyk.

Jan Kulczyk o istocie biznesu

- Świat stał się globalny, a Polska jest jego częścią i musimy tu znaleźć swoją rolę

- Najbardziej lubię projekty inwestycyjne, które może nie przynoszą spektakularnych efektów w krótkim terminie, ale są najmniej podatne na cykle koniunkturalne

- Pieniądz jest tylko instrumentem w funkcjonowaniu gospodarki, i to wszystko. Nie chciałbym być w tej grupie społecznej, dla której celem są pieniądze.

- Ważne, by coś przeżyć, czegoś się dowiedzieć, rozmawiać z kimś wyjątkowym. Nie chodzi już o kolejne miliony, ale o frajdę z robienia biznesu.

Przedstawiciele ekipy rządzącej próbują doszukiwać się nieprawidłowości w jego ostatniej wielkiej transakcji, czyli zakupie większościowego pakietu akcji Ciechu. A nawet gdyby nie to, można zakładać, że Prawo i Sprawiedliwość nie darzyłoby Jana Kulczyka nadmierną sympatią. Już podczas poprzednich rządów partii Jarosława Kaczyńskiego, kiedy z ust jej wysoko postawionych przedstawicieli padały nazwiska czołowych naszych biznesmenów jako osób z definicji podejrzanych, dr Kulczyk wolał przebywać za granicą. To przyniosło mu zresztą sporo korzyści biznesowych, do czego jeszcze wrócę. Czy się wtedy bał? Nie sądzę. Raczej wolał nie rzucać się oczy dla dobra interesów, które w Polsce przecież cały czas prowadził.

Pozostało 92% artykułu
Biznes
Gigant doradztwa coraz bliżej ugody wartej 600 mln dol. Miał przyczynić się do epidemii opioidów
KONFLIKTY ZBROJNE
Amerykańskie rakiety dalekiego zasięgu nie przyniosą przełomu
Biznes
Foxconn chce inwestować w Polsce. Tajwańska firma szuka okazji
Biznes
Amerykanie reagują na uszkodzenia podmorskich kabli internetowych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Biznes
Polska AI podbiła Dolinę Krzemową