Od niedawna jest pan prezesem Audioteki. Czy to oznacza jakieś radykalne zmiany w działaniach firmy?
Funkcję tę powierzono mi formalnie z końcem sierpnia, ale z Audioteką jestem związany od stycznia 2015 r., można zatem powiedzieć, że spółkę znam od podszewki, a obecnie pełnię tylko nową rolę. Jeśli chodzi o zmiany w strategii rozwoju firmy, to nie zamierzam robić rewolucji, bo te nie są potrzebne – kondycja spółki jest bardzo dobra, rośniemy szybciej niż rynek, a rynek rozwija się dynamicznie. Z drugiej strony nie mogę też dopuścić do sytuacji, by Audioteka stała w miejscu. Musimy aktywnie poszukiwać nowych wyzwań i wychodzić naprzeciw rosnącym oczekiwaniom. Chcemy, jak dotychczas, kreować trendy w usługach mobilnych, subskrypcyjnych, ale i nowych technologiach.
Mówiąc o nowych technologiach, ma pan na myśli też sztuczną inteligencję? To w branży audiobooków jeden z najnowszych trendów.
Zdecydowanie. Dostajemy propozycje od firm, które – bazując na sztucznej inteligencji – proponują, aby nowatorskie rozwiązania wykorzystać w codziennym biznesie. W audio jednym z kluczowych czynników decydujących o zakupie nagrania jest głos lektora. Niestety, lektor może w tym samym czasie czytać tylko jedną książkę, poświęca na to określoną liczbę godzin i łączy tę aktywność z innymi, bo przecież pracuje jeszcze w teatrze czy na planie filmowym. Każdy lektor ma też pewien limit możliwości głosowych. Głos się męczy, starzeje, zmienia, a w niektórych przypadkach ulubieni lektorzy odchodzą, jak niedawno Tomasz Knapik. I właśnie z nim wiąże się ciekawa historia na temat algorytmów. Kilka lat temu pan Tomasz przyszedł do jednego z naszych studiów, mówiąc, że otrzymał propozycję od Tramwajów Warszawskich, by nagrać 5 tys. słów, z których później sztuczna inteligencja (AI), nawet po jego śmierci, będzie w stanie jego głosem czytać nowe nazwy przystanków w Warszawie. Wówczas pracownicy studia odradzili mu tę współpracę, twierdząc, że jego głos jest unikalny i mieszkańcy Warszawy będą bardziej o nim pamiętać, gdy część przystanków będzie czytana przez kogoś innego. To był jednak emocjonalny punkt widzenia.
Teraz doradzilibyście inaczej?