Wszystko wskazuje na to, że sięgające nawet dwóch milionów, miliona lub kilkuset tysięcy złotych rekompensaty dla gwiazd pop i disco polo, jakie znalazły się na liście ogłoszonej przez Ministerstwo Kultury 13 listopada, stały się w miniony weekend balastem ciągnącym na dno Fundusz.
W sieci z jednej strony piętnowano muzyków pop, którzy stali się beneficjentami – część z nich tłumaczyła się, że jako biznesmeni ponieśli duże straty. Z drugiej zaś strony odezwał się chór artystów, którzy jak Kult, Taco Hemingway, Perfect czy Organek krytykowali pazerność innych gwiazd, które mając dochody z tantiem, reklam lub zarabiając gigantyczne sumy w telewizji Jacka Kurskiego, wyciągają ręce po pieniądze, jakich brakuje dla medyków.
W pełnej emocji dyskusji przepadła kwestia najważniejsza: Fundusz Wsparcia Kultury z sumą 400 mln zł nie został stworzony z myślą o środowisku pop. Inicjatywa wyszła ze środowiska teatralnego. Chodziło o rekompensaty dla oper, teatrów i filharmonii, które ponoszą gigantyczne straty od połowy marca. Poczynając od niedzieli minister Piotr Gliński tłumaczył w „SE" i w Trójce.
Potwierdziły się też nasze informacje, że nabór ujawnił ekonomiczną rewolucję, jakiej dokonały na polskim rynku kultury prywatne sceny. Na przykład Polonia i Och Teatr miały przed pandemią wpływy znacząco większe niż 10 mln zł, wyższe niż sceny publiczne, co wynikało z częstego grania spektakli i popytu na bilety. Zatrudniają ponad 60 osób i kilkuset współpracowników aktorów. W tym przypadku rekompensata 1,8 mln zł, mniejsza niż dla Golców, to rażąco mało.
Irytujące są wnioski złożone do naboru przez te prywatne firmy, które dopiero w tym roku, pewnie z myślą o otrzymaniu dotacji, zarejestrowały działalność kulturalną. Do tego, że resort kultury dysponował pełną wiedzą na temat rynku koncertowego, nie przekonuje fakt, że Bayer Full ma otrzymać mniej więcej tyle, co Alter Art, producent trzech największych festiwali w Polsce, w tym Openera – firmy mającej na etatach kilkadziesiąt osób, o rocznych obrotach do 150 mln zł.