– Musieliśmy powstrzymać falę przemocy. Niszczone są sklepy, infrastruktura publiczna. To nie są żadne pokojowe manifestacje – tłumaczy burmistrz Bogoty Enrique Penalosa. Na razie w starciach zginęły trzy osoby. Jednak w mediach społecznościowych pojawiło się szereg filmów pokazujących, że za wieloma aktami przemocy stoi policja.
Opozycja uważa, że konserwatywny prezydent Ivan Duque chce zdyskredytować ruch protestu i usprawiedliwić jego pacyfikację. To nie był pierwszy przypadek użycia siły przez przywódcę kraju.
– Duque, który został wybrany w ubiegłym roku, zapowiadał, że zerwie zawarte w 2016 r. porozumienie pokojowe kończące 50-letnią wojnę domową z marksistowskimi Rewolucyjnymi Siłami Zbrojnymi Kolumbii (FARC). Na to co prawda nie pozwolił Trybunał Konstytucyjny. Jednak władze tolerują narastanie przemocy, w wyniku której w ostatnim roku zostało już zamordowanych niemal 500 działaczy społecznych – mówi „Rzeczpospolitej" Daniel Zovatto, Chilijczyk i jeden z najpoważniejszych znawców Ameryki Łacińskiej.
0,2 proc. wzrostu
Juan Manuel Santos, poprzednik Duque, w rozmowie z CNN tłumaczy jednak, że Kolumbia stała się tylko kolejnym krajem, który padł ofiarą głębokiego kryzysu obejmującego już niemal całą Amerykę Łacińską.
– Frustracja jest ogromna. Ludzie szukają więc radykalnych rozwiązań – uważa Santos.