84-letni Phillip James Edwin Peebles, obecnie emerytowany profesor Uniwersytetu w Princeton, jest uważany za jednego z wiodących kosmologów teoretycznych na świecie. Swoją karierę naukową rozpoczął już w 1970 roku, wnosząc znaczący wkład teoretyczny w koncepcję pierwotnej nukleosyntezy, udziału ciemnej materii w kształtowaniu wszechświata i badań kosmicznego tła mikrofalowego. Jego ostatnia książka z 1993 roku pt. „Principles of Physical Cosmology” przedstawia teoretyczny proces ewolucji wszechświata od Wielkiego Wybuchu do dnia dzisiejszego.
Badania prof. Peeblesa potwierdziły, że w czasie ekstremalnie krótkim, nazywanym „erą Plancka”, grawitacja jako pierwsza wyzwoliła się od innych zunifikowanych oddziaływań. „Dużo, dużo” później, kiedy nasz wszechświat miał już 10–35 s, pozostałe zunifikowane oddziaływania podstawowe rozdzieliły się na jądrowe silne i elektrosłabe, a te z kolei na jądrowe słabe i elektromagnetyczne. Kiedy upłynęła bilionowa część sekundy, wszechświat miał już cztery doskonale nam dzisiaj znane, osobne oddziaływania, które powodują, że wszystko dookoła nas i my sami mamy swoją określoną naturę i porządek nazywany prawami fizyki. Nadal jednak nasz wszechświat był zupą kipiących cząstek elementarnych, takich jak kwarki, leptony i wiele innych ich egzotycznych krewniaków. Wszelkie oddziaływania pomiędzy nimi umożliwiały niepodzielne bozony, do rodziny których zalicza się także fotony. W tej epoce kwarkowo-leptonowej wydarzyło się coś, co wpłynęło na los wszystkiego, co znamy, w tym na naszą własną przyszłość. Rozpoczęła się anihilacja materii z antymaterią, z której materia wyszła zwycięsko.
Około 100 tys. lat po Wielkim Wybuchu, kiedy wszechświat nadal bardzo wolno stygł, powstały pierwsze jony wodorku helu – kationy o wzorze chemicznym HeH+.
Składają się one z atomu helu związanego z atomem wodoru, z usuniętym jednym elektronem. Jest to najlżejszy jon heteronuklearny i jest uważany za jeden z pierwszych związków powstałych we wszechświecie po Wielkim Wybuchu. Od lat 70. naukowcy poszukują ich w odległych zakątkach kosmosu. Od nich bowiem zaczęły się wszystkie procesy, które nazywamy reakcjami chemicznymi.
400 tys. lat po Wielkim Wybuchu wszechświat stał się wreszcie przezroczysty i na tyle chłodny, żeby „promienie” światła mogły swobodnie przemieszczać się w przestrzeni. To starożytne promieniowanie nadal jest wszędzie wokół nas. Jednorodnie wypełnia cały wszechświat i ukrywa jego tajemnice. Nazywa się promieniowaniem reliktowym i pozwala kosmologom takim jak prof. Peebles powoli rozszyfrowywać zagadkę wieku niemowlęcego wszechświata i czasów, kiedy rodziły się procesy fizyczne.