Stolica prowincji Idlib jest położona około 50 km od Aleppo, metropolii na północy Syrii. Od granicy z Turcją dzieli ją prowincja Afrin, pod kontrolą tureckiej armii. Na obszarze Idlibu znajduje się obecnie 3 mln osób, w tym milion uchodźców z innych regionów.
Rosja daje sygnał
Obszar jest we władaniu szeregu grup zbrojnej islamskiej opozycji w tym dżihadystów powiązanych z Al-Kaidą. Dysponują kilkudziesięcioma tysiącami bojowników zdecydowanych na wszystko.
Dla Rosjan jest to wystarczający powód do rozpoczęcia we wtorek, po 22 dniach przerwy, bombardowań dżihadystów. Jak wytłumaczył Dmitrij Pieskow, rzecznik Putina, w Idlib powstało „kolejne gniazdo terrorystów", które trzeba zlikwidować. Zdaniem ekspertów rosyjskie bombardowania są zapowiedzią ofensywy sił prezydenta Baszara Asada skoncentrowanych na granicy prowincji.
Według niektórych ocen atak na ostatni bastion opozycji miałby się rozpocząć 10 września, a więc po piątkowym spotkaniu w Teheranie przywódców Turcji , Iranu i Rosji. Z taką sugestią wystąpił Staffan de Mistura, pełnomocnik ONZ ds. Syrii. – Liczę na pozytywny wynik tych rozmów – mówi w „Hürriyet" prezydent Recep Erdogan, który wysłał już wojskowe posiłki do prowincji Afrin. Rzecz w tym, że w chwili masowych bombardowań i ofensywy lądowej w kierunku Turcji ruszy fala uchodźców, której nie da się powstrzymać. O pomocy Berlina w tej sprawie rozmawiał w środę w Ankarze szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas.
Nie o uchodźców jednak wyłącznie chodzi, ale o dalsze tysiące ofiar śmiertelnych wśród ludności cywilnej. Masakry to codzienność syryjskiej wojny. Już we wrotek rosyjskie bomby zabiły 12 postronnych osób. Co będzie dalej, wiadomo dokładnie na przykładzie inferno w Aleppo, masakr we wschodniej Ghucie niedaleko Damaszku i w zdobytej niedawno prowincji Darra na południu kraju. W sumie w czasie prawie siedmioletniej wojny domowej zginęło już co najmniej 400 tysięcy Syryjczyków.