Nie wnikam w umysły polityków.
Czasami jednak prokurator musi to zrobić – gdy przychodzi mu rozliczanie czynów dokonanych przez polityków, które trzeba ocenić w kategoriach prawnokarnych – nie jako narzędzie zemsty państwowej, tylko organ ochrony prawnej. To będzie trudne zadanie dla prokuratury?
Prokuratura, jaką ja widzę, nie kieruje się zemstą i widzimisię, lecz prawem. I ma psi obowiązek oceny i rozstrzygania o sprawach, które mogłyby naruszać przepisy prawa karnego. Dla mnie prokurator to człowiek, który zawsze kieruje się przepisami prawa.
Może pan to powiedzieć o wszystkich osobach, które dzisiaj wykonują ten zawód?
Nie będę oceniał swoich koleżanek i kolegów. Oni sami muszą rozliczyć się we własnych sumieniach.
Spójrzmy więc na dzisiejszą prokuraturę. Ustrojowo to już zupełnie inny organ niż ten z pana czasów. Co więcej, prokurator w wielu miejscach uzyskał przewagę procesową – czasem nie tylko nad obroną, ale nawet nad sądem. Widzi pan to zjawisko?
Niestety. Buduje się potęgę prokuratury nie tam, gdzie ona powinna być. Podejrzewam, że zwiększa się uprawnienia prokuratora, który tkwi w zależnościach politycznych, a gdy mieliśmy choć namiastkę niezależności prokuratury, nikt nawet nie myślał o zwiększaniu jego kompetencji. Nie uważam, by istotą pracy prokuratora było wkraczanie w sferę zastrzeżoną dla niezawisłego sądu. Prokuratorzy od lat marzą o środkach, które pomogą im prowadzić śledztwa. Nie chodzi jednak o to, by stali ponad sądem – np. w kwestii środków zapobiegawczych. Nadmierna władza w rękach organu zainteresowanego wynikiem postępowania może prowadzić do tragicznych wypaczeń. Śledztwo powinno się ograniczać do zebrania podstawowych dowodów, a nie wszechstronnie wyjaśniać sprawę. Wtedy kodeksowy przepis o trzymiesięcznym terminie śledztwa znów miałby sens. A dalej – już w sądzie – niech prokurator dzielnie walczy z obroną o wyrok skazujący.
Tak przecież miało być, gdy weszła w życie kontradyktoryjna nowelizacja kodeksów karnych. Nowa władza jednak szybko od niej odeszła.
Nie ma mowy o jakiejkolwiek reformie wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych bez jednoczesnej reformy policji, prokuratury i sądu. Te instytucje są ze sobą tak powiązane, że zmiana musi być całościowa. Inaczej pozostaniemy w zaklętym kręgu niemożności, i ciągle politycy – dla własnej sławy lub za podszeptem naukowca, który uzyska do nich dostęp – będą zmieniać jakieś fragmenciki.
Tymczasem Sejm właśnie uchwalił przepisy, które utrudnią ewentualne zmiany w prokuraturze. Ich mocą pozycja prokuratora generalnego się osłabi, a jego kompetencje przejmie prokurator krajowy – aktualnie to bliski Zbigniewowi Ziobrze Dariusz Barski. Do jego odwołania potrzebna byłaby zgoda prezydenta. Co pan myśli o tej nowelizacji?
Ja bym bardzo chciał mieć jako prokurator krajowy te uprawnienia, które teraz ma uzyskać osoba sprawująca tę funkcję. Ale poważnie mówiąc, funkcjonalnie jest to bez sensu. To reforma niemająca na celu usprawnienie działania prokuratury.
Co więc będzie?
Powtarzam to od lat: do stworzenia niezależnej i apolitycznej prokuratury potrzebna jest wola polityczna. Ale politycy, którzy uważają, że przepisami nakażą i ustalą, co będzie, głęboko się mylą. Bo decydują ludzie. Głęboko wierzę, że w każdej prokuratorce i każdym prokuratorze drzemie pierwiastek niezależności. I tylko potrzebuje bodźca do jego uwolnienia. Jeśli komuś się wydaje, że sześć tysięcy prokuratorów można po prostu zabetonować – to wierzę, że taki ktoś niebawem się przekona, jak bardzo się mylił.
Edward Zalewski pochodzi z Legnicy, ma 66 lat. Od 1984 r. pracował w dolnośląskich prokuraturach. W latach 2009–2010 był szefem Prokuratury Krajowej. Po tym, jak przegrał rywalizację o niezależny urząd prokuratora generalnego, w latach 2010–2015 był szefem Krajowej Rady Prokuratury. Wraz z reformą prokuratury autorstwa ekipy PiS przeszedł w stan spoczynku