W ostatnich tygodniach poszerza się pęknięcie pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Niemcami. Wprawdzie spór nie przekłada się jeszcze na bezpieczeństwo, co pokazał ostatni szczyt NATO, ale zaczyna mieć cechy trendu narastającego. To nowa rzeczywistość geopolityczna, groźna dla Polski. Trudno będzie się w niej odnaleźć, ale jedno jest pewne – potrzebujemy dobrych relacji z obiema potęgami i tak powinniśmy prowadzić naszą politykę, byśmy nigdy nie musieli opowiadać się jednoznacznie po żadnej ze stron.
Są trzy główne pola sporu: gazociąg Nord Stream 2, wydatki na obronność, bilans handlowy. W pierwszym Polsce bliżej do USA. W drugim powinniśmy zachować ostrożność; uzbrojone po zęby Niemcy, które hipotetycznie mogą przecież kiedyś wyjść z NATO, muszą budzić nasze obawy. W trzecim przypadku stoimy bliżej Niemiec; im więcej eksportują, tym więcej kupują podzespołów w Polsce. Nasze interesy narodowe balansują więc gdzieś pośrodku między obiema potęgami.
Bez Waszyngtonu i Berlina ani rusz
Ameryka i Niemcy są państwami o fundamentalnym znaczeniu dla Polski, dlatego animozje między nimi mogą się odbić fatalnie na kondycji naszego państwa i gospodarki. Ameryka jest dla nas filarem bezpieczeństwa, jako zwornik i największa siła w NATO. Bez niej pakt nie istnieje, co jest oczywiste dla każdego. Gwarancje NATO, czyli amerykańskie, są i jeszcze długo pozostaną kluczowe, ponieważ nie zbudowaliśmy zdolności do samodzielnej obrony w razie wrogiego ataku. Obecnie nie możemy się obyć bez USA. To nie postulat, tylko konstatacja rzeczywistości.
Z Niemcami wiąże nas na dobre i złe wymiana handlowa. To nasz największy partner handlowy, a dzięki temu jeden z głównych motorów napędowych gospodarki. Kryzys w relacjach ekonomicznych z Niemcami musi odbić się boleśnie na poziomie życia Polaków. Więcej, zapaść gospodarcza czy tylko recesja nad Renem zaboli także nas. Z punktu widzenia Polski wojna handlowa Unii (Niemiec) z USA to zło. Powinniśmy zatem jak deszczu po suszy wyglądać pojednania między Brukselą a Waszyngtonem w kwestii wymiany handlowej.
Rozłam na linii USA – Niemcy może zatem uderzyć w nasze bezpieczeństwo i nasz poziom życia. To chyba wystarczający powód, by traktować go z najwyższą powagą. Tym bardziej że wcale nie Nord Stream 2, bilans handlowy czy wydatki na obronę stanowią istotę sprawy, w końcu przy dobrej woli w każdym z tych przypadków można znaleźć jakiś kompromis. Prawdziwym problemem jest pogłębiający się brak zaufania. Amerykanie nie wierzą w szczerość Niemiec i oskarżają je o merkantylizm handlowy. Niemcy zaś zaczynają podejrzewać, że gwarancje militarne USA nie są stałe i pewne, obowiązują jedynie warunkowo. Mało tego, jak pokazują badania European Council of Foreign Relations, Niemcy są jedynym narodem unijnym, który postrzega USA jako potencjalne zagrożenie w przyszłości. Najwyraźniej dzbanek się potłukł, a mleko rozlało. Najpotężniejsze narody Zachodu przestały polegać na sobie.