Wiele wskazuje na to, że zbrodnia, która tak brutalnie wtargnęła na scenę naszej polityki, odciśnie swe piętno w naszej zbiorowej świadomości. A związane z nią szok i trauma, tragiczne obrazy i ogromne wzruszenia ostatnich dni, chcemy czy nie, towarzyszyć nam będą także w życiu publicznym i politycznym.
Rana czy lekcja?
W tym też sensie brutalne zamordowanie śp. prezydenta Pawła Adamowicza postawiło naszą politykę na kolejnym dramatycznym rozdrożu. Tu i teraz rozstrzyga się bowiem, czy bolesne brzemię tej zbrodni stanie się jeszcze jedną palącą polityczną raną, czy też może stać się tragiczną, ale niosącą też jakąś dojrzałość, lekcją.
Wiele – jak wiadomo – zależy od politycznego języka. Dlatego dobrze, że w ostatnich dniach w tej właśnie sprawie odważnie głos zabrali prezydent i premier, politycy i dziennikarze, duchowni i inne społeczne autorytety, wspólnie wołając o jakąś refleksję i opamiętanie.
Wobec kondycji polskiej polityki, jaką znamy, i twardych reguł kampanii, które nas czekają, takie apele brzmieć mogą jak naiwność lub wołanie o cud. A jednak nie chodzi w nich przecież o rezygnację z politycznej wyrazistości, zaniechanie politycznych sporów czy przemilczanie politycznych błędów, nieprawidłowości lub krzywd. Rzecz raczej w samej poetyce politycznego języka, którym to wszystko może być wyrażane.
Mówiąc krótko, chodzi tu o świadomy wybór, ale pewnie także trud i staranność w doborze politycznych przymiotników, związków frazeologicznych, metafor, obrazów czy skojarzeń, które miast razić oponentów z lekkością kowalskiego młota lub rodzić wobec nich najniższe emocje, pobudzać mogą polityczną wyobraźnię, nikogo zarazem nie odzierają z godności i nie odbierają dobrych intencji.