Pożegnanie Leszka Moczulskiego: dziś wszyscy jesteśmy Konfederatami

Zawsze był za bardzo. Za bardzo romantyczny, za bardzo odważny, zbyt nonszalancki, za staroświecki. Ale jeszcze zatęsknimy za Panem Przewodniczącym.

Publikacja: 18.10.2024 23:04

Pożegnanie Leszka Moczulskiego: dziś wszyscy jesteśmy Konfederatami

Foto: PAP/Paweł Supernak

Jeśli Leszek Moczulski zastanawiał się kiedyś nad tym, jak będzie wyglądał jego pogrzeb, to ten który się odbył w piątek 18 października mógł być bliski jego wyobrażeniom. Powązki Wojskowe w Warszawie i bez nieśmiałego jesiennego słońca mają swój urok. Ale w październiku, gdy powoli opadają z drzew liście, spocząć w Alei Zasłużonych przy głównym szlaku spacerowym, to dobry sposób na pożegnanie się z tym światem. Żołnierze, chorągwie, kamery, wspomnienia najbliższych, listy od nieobecnych, wieńce i dużo wzruszonych, przejętych osób – tak można odchodzić!

III Rzeczpospolita godnie pożegnała 94-letniego Leszka Moczulskiego, twórcę i lidera Konfederacji Polski Niepodległej, historyka, publicystę, polityka, myśliciela. Tak jakby chciała wynagrodzić mu sposób, w jaki go ponad 20 lat wcześniej potraktowała.

Leszek Moczulski przewidział upadek ZSRR

Był jednym z ostatnich polityków, którym jeszcze o coś w polityce, poza walką o władzę dla władzy, chodziło. Do końca pisał i podsuwał pomysły na lepszą Polskę. Od początku działalności opozycyjnej umiał zarażać, zwłaszcza młodych, wiarą, że Polska może odzyskać niepodległość – gdy inni myśleli co najwyżej o reformowaniu socjalizmu. Zgłaszał postulaty wykreślenia z konstytucji sformułowań o przyjaźni ze Związkiem Radzieckim, gdy większość bała się nawet o tym pomyśleć.

Czytaj więcej

Leszek Moczulski nie żyje

Miało to w sobie coś z romantycznego szarżowania – ale nie można tego mylić z naiwnością czy głupotą. Moczulski był, jak mało kto, merytorycznie przygotowany do działalności publicznej. Ciągle pisał – artykuły, przemówienia, programy, książki. Do każdego wystąpienia, nawet w małej salce kościelnej, przygotowywał się tak samo rzetelnie, jakby miało to być przemówienie w ONZ. Nadzieje na pełną niepodległość poprzedzoną pokojowym zrywem i upadkiem ZSRR opierał na kojarzeniu danych, nawet demograficznych. Analizował, prognozował, dowodził. Każda jego duża publikacja robiła w opozycji zamieszanie.

W „Wojnie polskiej 1939” z 1972 roku – przeanalizował polską wojnę obronną. W „Programie 44” – z 1976 roku – zawarł całościowe propozycje reform ustrojowych. Nękany przez SB, kilkadziesiąt razy zatrzymywany na 48 godzin, nieustannie rewidowany, nachodzony w domu.

Solidarność nie obroniła KPN

Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela, który współtworzył w 1977 roku, potraktował jako etap przejściowy do powołania, wraz ze współpracownikami, w 1979 roku nowej partii, Konfederacji Polski Niepodległej. W głośniej pracy „Rewolucja bez rewolucji” (1979 r.) przewidywał wybuch powszechnego niezadowolenia społecznego.

Czytaj więcej

Zmarł Leszek Moczulski, prorok Polski niepodległej

Inaczej przeżył początek lat osiemdziesiątych, stan wojenny, niż większość Polaków. Także inaczej niż większość znajomych z opozycji. Przez to miał później całkiem inną perspektywę patrzenia na rzeczywistość.

W punkcie 4 21 postulatów sierpniowych robotnicy zażądali zwolnienia wszystkich więźniów politycznych. I rzeczywiście, dzień po podpisaniu Porozumień, 1 września 1980 roku, opozycjoniści wyszli z więzienia. Ale ktoś musiał za to zapłacić – władza zdecydowała się uderzyć pokazowo właśnie w KPN. Dziś wiemy, że chodziło także o to, by zadowolić towarzyszy radzieckich. Rządzący przewidywali, jak się okazało słusznie, że jeśli uderzą w KOR, Solidarność ogłosi strajk generalny w jego obronie. A uderzenie w Moczulskiego i kolegów – reakcja będą co najwyżej listy protestacyjne. I tak było. Powołany Komitet Obrony Więzionych za Przekonania robił co mógł, ale społeczeństwo nie było gotowe, by w obronie KPN postawić na szali dopiero co zdobyte prawa. Zwłaszcza, że szła gra o rejestrację związku.

Leszek Moczulski nonszalancko odważny w opozycji i w więzieniu

I tak oto, gdy Polacy oddychali wolnością w karnawale „Solidarności” w 1980 roku, Leszek Moczulski we wrześniu 1980 r. trafił do więzienia. Z krótka przerwą siedział w nim, wraz z innym liderami KPN, m.in. Tadeuszem Jandziszakiem, Romualdem Szeremietiewem i Tadeuszem Stańskim, aż do roku 1984. Gdy został w wypuszczony na krótko w czerwcu 1981 roku, pretensje do władz PRL zgłosił sam Leonid Breżniew. W efekcie szef KPN wrócił za kraty. W październiku 1982 roku został skazany na 7 lat więzienia, z którego wyszedł na mocy amnestii w 1984 roku. Znowu aresztowany, tym razem m.in. z Krzysztofem Królem, Andrzejem Szomańskim, skazany na 4 lata, wyszedł na mocy amnestii w 1986 roku.

Nonszalancko odważnym” – nazwał go Aleksander Hall. I rzeczywiście, w Moczulskim ważne było nie tylko to, co robił, co mówił, ale to, że był. Jego opór stawał się legendą, bez względu na to ile w przekazach o Moczulskim było prawdy a ile mitu. Odwaga przewodniczącego zarażała młodych, a nieustępliwość budowała ich opór. Na manifestacjach w latach 80, gdy ZOMO nacierało na demonstrantów i w naturalnym odruchu większość uciekała, transparenty KPN zazwyczaj tkwiły niewzruszone do końca. Konfederaci nie pękali łatwo. Także już w latach 90 KPN słynęła z nieszablonowych akcji – m.in. okupowania lokali PZPR i jej satelitów, blokowania jednostek armii radzieckiej stacjonującej w Polsce. Te akcje przełamywały tabu. Część osób zrażały do KPN, bo uderzały w kształtującą się poprawność polityczną. Dziś widać, że tak naprawdę nadawały tempo życiu publicznemu i przyśpieszały zmiany w Polsce.

PZPR: Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji

Leszek Moczulski uważał, że władza jest już zraniona śmiertelnie i można jej wyrwać więcej. Dlatego Konfederaci kontestowali Okrągły Stół, wybór Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta („Chcemy prezydenta, nie agenta”).

Odchodzi świat, w którym politycy toczyli poważne spory o to, jaka ma być Polska. Leszek Moczulski był jedną z takich osób

W III RP lider KPN dwukrotnie zdobywał mandaty poselskie z Krakowa. Przewodniczący zasłynął rozwinięciem w jednym z przemówień skrótu PZPR jako „Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji”. Uczestniczył w codziennym życiu politycznym w Sejmie, ale często na dziennikarzach sprawiał wrażenie trochę nieobecnego. Jakby myślami był gdzie indziej. Wydawał się nieraz rozkojarzony. Pytany o jakąś bieżącą dramę polityczną musiał przez moment się zastanowić, o co właściwie chodzi. Wolał rozmowy o myślach, ideach, prognozach, projektach. Jakbyśmy ciągle byli w czasie przejściowym, w drodze do tej właściwej Polski, o którą walczył. Nie był wytrawnym graczem w rozgrywkach kolejnych czwórek, piątek i siódemek. A KPN była łakomym kąskiem w rozdrobnionym życiu partyjnym lat 90., gdy wciąż którejś koalicji brakowało posłów do większości.

Lista Macierewicza: skończyła się Konfederacja

Cios przyszedł 4 czerwca 1992, gdy nazwisko Leszka Moczulskiego znalazło się na tzw. liście Macierewicza. To jeszcze nie było najgorsze, były tam 64 nazwiska (plus dwa na liście dodatkowej) Ale towarzyszyła temu propaganda szeptana upowszechniana wśród posłów i dziennikarzy, że „na kogo jak kogo, ale na Moczulskiego papiery są poważne”. Wybranych posłów KPN, Dariusza Wójcika i Adama Słom, Antoni Macierewicz zaprosił na rozmowę i przekonywał ich, że materiały, które ma świadczyć o współpracy Moczulskiego z SB w latach 1969–1977, są niepodważalne.

I wtedy tak naprawdę skończyła się Konfederacja Polski Niepodległej. Leszek Moczulski przygasł, już nie rozmawiał tak chętnie z dziennikarzami. KPN wchodziła jeszcze i wychodziła z kolejnych koalicji. Ale członkowie KPN nie wiedzieli co myśleć o zarzutach postawionych liderowi, wielu przestało mu wierzyć. Część polityków partii wykorzystała okazję do budowania własnej pozycji politycznej.

Leszek Moczulski cały czas dowodził, że jest niewinny. W wydanej w 1993 roku książce „Bez wahania” opisał w szczegółach swoje kontakty z SB. Jego zdaniem agent „Lech” nigdy nie istniał a bezpieka wytworzyła teczki w połowie lat 80.

Najbliżsi Leszka Moczulskiego podczas uroczystości pogrzebowych na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach

Najbliżsi Leszka Moczulskiego podczas uroczystości pogrzebowych na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach

Foto: Foto: PAP/Paweł Supernak

Jako pierwszy wystąpił o autolustrację, zaraz po uchwaleniu w 1999 roku ustawy lustracyjnej. Po 19 latach, gdy jego trzecia rozprawa lustracyjna wciąż tkwiła w I instancji, po wydaniu dużych środków finansowych na proces, wobec pogorszenia stanu zdrowia, Leszek Moczulski się poddał. Wycofał wniosek i postępowanie zostało umorzone.

Politycy III RP okrzyknęli go agentem, ale wymiar sprawiedliwości III RP tych oskarżeń ani nie udowodnił, ani nie obalił.

Moczulski do Gawkowskiego: Pamiętaj zawsze, skąd przychodzisz

Te ostatnie dni, odżyły kontakty, telefony, tak jakby znowu odżyła Konfederacja. A może nigdy nie przestaliśmy być Konfederatami (cytat z pamięci – K.Gr.) – mówił na pogrzebie Leszka Moczulskiego wzruszony Zbigniew Konwiński, poseł Koalicji Obywatelskiej, w przeszłości działacz KPN ze Słupska, po odczytaniu listu od marszałka Sejmu Szymona Hołowni. Krzysztof Gawkowski, wicepremier z Lewicy przypomniał ostatnie słowa, które powiedział do niego Leszek Moczulski, promotor jego pracy doktorskiej: „Pamiętaj zawsze skąd przychodzisz”. Radosław Sikorski, szef MSZ w liście nadesłanym na pogrzeb wspominał rozmowę z Moczulskim, gdy ten tłumaczył mu motywacje młodych, którzy szli do Powstania Warszawskiego. Aleksander Hall opowiadał o spotkaniach w mieszkaniu państwa Moczulskich na ulicy Jaracza w Warszawie. Jak powiedział, zdarzało się ludziom ze środowiska ROPCiO zasiedzieć tam kilka dni, trwały niekończące się rozmowy o Polsce przy których wytrwale uczestniczył Rumpel, pies Moczulskich. A Leszek Moczulski w tych warunkach nie przestawał pracować.

Był ważny dla wielu ludzi

W polskim życiu publicznym jest aktywnych coraz mniej osób, którzy walkę o wolność zaczynali w PRL. Odchodzi świat, w którym politycy toczyli poważne spory o to, jaka ma być Polska.

Leszek Moczulski był jedną z takich osób. Był ważny dla wielu ludzi.

I choć rzeczywiście wydawał się być trochę za staroświecki jak na swoje czasy, za romantyczny, za odważny, za nonszalancki. To jednak już Go brakuje. Tak jak Polski, o którą walczył. I zasłużył na to, byśmy raz, dziś, wszyscy byli Konfederatami.

Jeśli Leszek Moczulski zastanawiał się kiedyś nad tym, jak będzie wyglądał jego pogrzeb, to ten który się odbył w piątek 18 października mógł być bliski jego wyobrażeniom. Powązki Wojskowe w Warszawie i bez nieśmiałego jesiennego słońca mają swój urok. Ale w październiku, gdy powoli opadają z drzew liście, spocząć w Alei Zasłużonych przy głównym szlaku spacerowym, to dobry sposób na pożegnanie się z tym światem. Żołnierze, chorągwie, kamery, wspomnienia najbliższych, listy od nieobecnych, wieńce i dużo wzruszonych, przejętych osób – tak można odchodzić!

Pozostało 94% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki