Opisują nam, że ich aplikacja
została przyjęta, zostali zakwaterowani w akademiach na czas rekrutacji,
przeszli kosztowne badania lekarskie lub testy sprawnościowe, a także znaleźli
swoje nazwiska na liście osób, które pozytywnie przeszły selekcję. Pomimo to
otrzymali rozkaz komendanta uczelni wojskowej, że nie będą mogli studiować.
Wskazano w nim na ustawę o obronie ojczyzny i obowiązujące od kwietniu tego
roku rozporządzenie MON w sprawie kształcenia kandydatów do zawodowej służby
wojskowej w ramach dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej w uczelniach
wojskowych (…). Z tych przepisów wynika, że dobrowolna zasadnicza służba
wojskowa może trwać maksymalnie 12 miesięcy. Zatem ci, którzy podjęliby po raz
drugi studia, musieliby przekroczyć ten okres.
Kandydaci do uczelni
wojskowych mówią, że ich skrzywdzono, zamknięto drogę na wymarzony kierunek
studiów, a jednocześnie pozwolono wziąć udział w kosztownej rekrutacji,
wiedząc, że i tak nie zostaną przyjęci na studia. Wskazują też, że
rozporządzenie weszło w życie, gdy proces rekrutacji już trwał.
MON walczy z wiecznymi
studentami?
MON tłumaczy nam, że w ten
sposób walczy z tzw. wiecznymi studentami, którzy przerywają studia, aby podjąć
je na nowo, oraz wynikającymi z tego "stratami finansowymi ponoszonymi przez resort obrony narodowej z tytułu ewentualnego kolejnego powoływania do służby osób, które już tę służbę pełniły”. Resort wskazuje, że podchorążowie na pierwszym roku dostają miesięcznie do ręki ok. 6 tys. zł, ale w sumie miesięczny koszt ich utrzymania kosztuje podatnika ok. 14 tys. zł. Zdaniem urzędników takie osoby „blokują miejsca” tegorocznym maturzystom i powodują, że komplikuje się możliwość wypełnienia ustalonych przez MON limitów przyjęć na studia wojskowe. Po prostu w kolejnych latach nie można uzupełnić wakatu, który powstał po pierwszym roku.
Błaszczak po stronie
niedoszłych podchorążych
Sprawa jest niewygodna dla
MON, bo po stronie byłych podchorążych stanął Mariusz Błaszczak (PiS). Janusz Sejmej,
rzecznik MON, wytknął mu na platformie X (dawniej Twitter), że przepisy takie wprowadziła ustawa o obronie ojczyzny. „Zapewne zna Pan ten
dokument i dokładnie pamięta, kto jest jego autorem. My jak zwykle, po raz
kolejny musimy po Panu sprzątać” –
napisał Sejmej.