Nie wystarczy zapoznanie się z uzasadnieniem inną drogą i dochowanie terminu. To sedno najnowszej uchwały Sądu Najwyższego, która powinna być przestrogą dla stron i prawników w spawach cywilnych.
Kwestia ta wynikła w sprawie wytoczonej przez sześcioro krewnych domagających się od szpitala i PZU zapłaty w sumie 370 tys. zł. Sąd okręgowy uznał się jednak za niewłaściwy ze względu na wysokość poszczególnych roszczeń i sprawę pięciorga przekazał do sądu rejonowego. Nie tym zajmował się jednak Sąd Najwyższy, ale tym, czy dochowali oni nowych rygorów składania zażalenia (nie apelacji, choć też je zaostrzono), gdyż nie wystąpili oni o uzasadnienia postanowienia. To pewnie nie przyszło im do głowy, gdyż SO chyba przez pomyłkę im je doręczył.
Czytaj także: Apelacja przysługuje tylko tym, którzy uzyskali pisemne uzasadnienie skarżonego wyroku
Ale 7 listopada 2019 r. weszła w życie nowela kodeksu postępowania cywilnego, która wprowadziła bardziej rygorystyczny tryb składania zażaleń, stosowany już wcześniej przy skardze kasacyjnej. Mianowicie tygodniowy termin na wniesienie zażalenia liczony od doręczenia skarżonego postanowienia z uzasadnieniem. A jeśli strona postępowania (uczestnik) nie wystąpiła o sporządzenie uzasadnienia, nie jest uprawniona do zażalenia. Rygoru tego nie usuwa okoliczność, że powodowie mieli już to uzasadnienie.
Rozpatrując odwołanie w tej kwestii, sędzie warszawskiego Sądu Apelacyjnego: Marta Szerel, Alicja Fronczyk i Elżbieta Wiatrzyk-Wojciechowska skierowały do SN pytanie prawne o rozstrzygnięcie tej kwestii. Wskazały, że literalnie zażalenie powinno być odrzucone, z drugiej strony uniemożliwienie stronie zaskarżenia incydentalnego orzeczenia powiązanego z nieprawidłowym działaniem sądu może godzić nie tylko w zasadę dwuinstancyjnego postępowania. Poza tym po doręczeniu stronie orzeczenia wymaganie od niej składania wniosku o takie doręczenie wydaje się sprzeczne z zasadami logiki.