Czuje się pan winien tego, że linie lotnicze nie są w stanie skorzystać ze szczytu przewozowego, bo nie mają sprawnych samolotów?
Skupimy się przede wszystkim na terminowym dostarczeniu wszystkich zamówionych samolotów. W 2023 roku udało się nawet przekroczyć wcześniej wyznaczone cele i ostatecznie dostarczyliśmy 735 maszyn. W tym roku planujemy dalsze przyspieszenie. Z zadowoleniem notujemy, że rośnie popyt nie tylko na samoloty regionalne czy średniego zasięgu, ale również i szerokokadłubowe do podróży długodystansowych. Wyraźnie widać, że i ten segment rynku lotniczego odżywa. Nie ukrywam jednak, że mieliśmy problem ze sprostaniem popytowi.
Dlaczego np. Wizz Air, linia która w swojej flocie ma tylko airbusy, musiała uziemić ponad 40 maszyn?
To prawda. Rzeczywiście są kłopoty z silnikami produkowanymi przez Pratt & Whitney montowanymi w A220 i A320 i nie dziwię się, że szefowie linii lotniczych nie ukrywają zniecierpliwienia, bo część ich floty musi tego lata pozostać na ziemi. Ale działamy wspólnie z Pratt & Wihitney, żeby jakoś pomóc naszym klientom w skorzystaniu z rosnącego popytu na podróże lotnicze, zwłaszcza teraz, kiedy jesteśmy tuz przed szczytem tegorocznego sezonu. Przygotowaliśmy wspólny plan naprawczy, który powinien być skuteczny.
Czyli przy następnej okazji mogę powiedzieć prezesowi Wizz Air Jozsefowi Varadiemu, wkrótce jego kłopoty się skończą. Na razie narzeka, że nie może sprzedawać taniej biletów, bo ma uziemioną flotę.
Naprawdę robimy wszystko, co tylko jest możliwe, aby wypełniać nasze obowiązki wobec klientów, a nawet przyspieszyć produkcję. To nasz absolutny priorytet. Z drugiej strony w pełni rozumiem frustrację prezesa Varadiego. Tyle że przecież nie chodzi tylko o to, żeby dostarczyć samolot. Tylko o to, żeby był on nienagannej jakości i w pełni bezpieczny. I to także jest naszym priorytetem.
Co oznaczają dla Airbusa obecne kłopoty Boeinga, który nie jest w stanie dotrzymać terminów dostaw?
Nasze portfele zamówień na A320 i A 220 są pełne, i to aż do roku 2030, więc nie jesteśmy w stanie skorzystać ze spowolnienia produkcji w Boeingu. Z drugiej strony jesteśmy zaniepokojeni tym, co dzieje się dzisiaj w Boeingu, bo ta sytuacja ma wpływ na całą branżę lotniczą, której jesteśmy częścią. To, co możemy zrobić, to dobrze pilnować swojego biznesu, ale niestety, nie możemy przyspieszyć produkcji tak, aby zniknęły napięcia na rynku. Więc nie jesteśmy w stanie skorzystać z nowych możliwości dostaw.
To wielka szkoda, bo rzeczywiście jest wielkie ożywienie na rynku, linie lotnicze mają zyski, odnawiają flotę i ją powiększają. Żałuję, więc bardzo, że nie jesteśmy w stanie z tego skorzystać. Nie mówiąc już o tym, że jest to niekomfortowa sytuacja dla naszych dostawców, nie tylko na samego Airbusa.