Duński armator Moller-Maersk, który kontroluje jedną szóstą handlu kontenerowego na świecie i przewozi towary dla takich detalistów i dużych firm, jak Walmart, Nike czy Unilever, ma coraz większe kłopoty. Spada międzynarodowy popyt na transport kontenerami, a koszty przewozów morskich rosną. To spowodowało, że zyski konglomeratu skurczyły się w ostatnim kwartale aż o 92 proc.
Trudna sytuacja zmusza giganta żeglugowego do drastycznych cięć kosztów. Wcześniej w tym roku Maersk zwolnił już 6500 osób ze swojej załogi. Na tym się nie skończy – jak poinformowała właśnie firma, pracę straci jeszcze 3500 zatrudnionych. W sumie firma zetnie więc około 10 000 stanowisk, a jej światowa załoga zostanie tym samym zredukowana do poniżej 100 000 osób.
Czytaj więcej
Włoski strajk pracowników sparaliżował pracę Baltic Hub. Spedytorzy obawiają się, że trwające od kilku miesięcy kłopoty terminalu spowodują przeniesienie oceanicznych serwisów z Gdańska do Hamburga.
— Nasza branża stoi w obliczu nowej normy ze stłumionym popytem, cenami cofniętymi do historycznych poziomów i presją inflacyjną wobec naszej bazy kosztowej — podkreślił prezes Maersk, Vincent Clerc, w komunikacie prasowym.
Jak wyjaśnił, wysoki popyt doprowadził do przeciążenia i problemów logistycznych w brytyjskich portach. Brakuje także kontenerowców z Azji, co podbija inflację. Wszystko to doprowadziło do radykalnego spadku zysków giganta po rekordowych wynikach zanotowanych w 2021 i 2022 r.