Rewelacje ujrzały światło dzienne w poniedziałek wieczorem, gdy miliony Brytyjczyków zasiadły przed telewizorami, by obejrzeć program BBC „Newsnight”.
Z ust funkcjonariusza brytyjskiego kontrwywiadu MI5 usłyszeli, że za zabójstwem najsłynniejszego rosyjskiego agenta w Wielkiej Brytanii najprawdopodobniej stoi Kreml. Po tych słowach na linii Londyn – Moskwa rozpętała się prawdziwa burza. A politycy i dziennikarze znów zaczęli żyć sprawą, która wstrząsnęła Europą na przełomie 2006 i2007 roku.
– Jeśli Kreml maczał palce w zabójstwie Aleksandra Litwinienki, Wielka Brytania powinna potraktować to jako akt agresji i skierować sprawę do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości i Rady Bezpieczeństwa ONZ – mówi „Rz” 61-letni Alex Goldfarb, przyjaciel Litwinienki, który w 2000 roku pomógł mu przyjechać do Londynu, a dziś walczy o ujawnienie prawdy o jego śmierci. Jest przekonany, że informacje brytyjskiego kontrwywiadu są prawdziwe. – Jeśli kontrwywiad ma dowody przeciwko Kremlowi, powinien działać. Świat powinien przestać udawać, że Rosja należy do cywilizowanych państw –mówi.
Aleksander Litwinienko został otruty radioaktywnym polonem 210. Marina, jego żona, doskonale pamięta tamten dzień: 1 listopada 2006 roku minęło dokładnie sześć lat, gdy wraz z synem Anatolijem przybyli do Londynu.
Aleksander pamiętał o rocznicy i złożył żonie życzenia. „Zawsze uroczyście obchodzili rocznicę ucieczki z Rosji – przy wykwintnym posiłku wspominali dawne życie” – pisze w książce „Akta Litwinienki” Martin Sixsmith. Na tę kolację Marina przygotowała kurczaka. Czekała, aż mąż wróci ze spotkania z kolegami w hotelu Millennium w Londynie. Gdy wrócił, był bardzo podekscytowany.