Prof. Kruszyński: Do sądów pokoju niestety wdarła się polityka

Posłowie powinni podjąć decyzję, a nie robić jakieś uniki – mówi prof. Piotr Kruszyński, szef zespołu, który przygotował dla prezydenta projekty ustaw wprowadzających w życie instytucję sądów pokoju.

Publikacja: 05.05.2023 03:00

Prof. Kruszyński: Do sądów pokoju niestety wdarła się polityka

Foto: Adobe Stock

Pana zespół potrzebował pół roku, żeby przygotować projekt wprowadzający w życie nową instytucję – sądy pokoju. Szybko zaakceptował go prezydent. Sejmowa podkomisja pracowała nad nim przez rok. Teraz projekt trafił pod obrady komisji. W tej znów pojawiły się zastrzeżenia co do zgodności zapisów z konstytucją. Pan nie ma wątpliwości?

Ten problem był rozważany podczas obrad zespołu, którym miałem zaszczyt kierować. Przeważył wówczas pogląd, że powołanie sędziów pokoju bez zmiany konstytucji nie będzie z nią sprzeczne. Mamy bowiem wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 24 października 2007 r., który dotyczył asesorów. Wówczas prezesem Trybunału był sędzia Jerzy Stępień. TK postanowił wówczas, że owszem, zgodnie z art. 175 konstytucji wymiar sprawiedliwości sprawują: Sąd Najwyższy, sądy powszechne, sądy administracyjne oraz sądy wojskowe. Nie znaczy to jednak, że wymiaru sprawiedliwości nie mogą sprawować również inne podmioty – oczywiście w ograniczonym zakresie. Spełnione muszą być tylko dwa warunki. Po pierwsze, ten podmiot orzekający lub orzekający organ musi być niezawisły. I po drugie, nie może bezpośrednio w zakresie orzekania podlegać organowi administracji rządowej lub samorządowej. Musi istnieć, krótko mówiąc, taki wewnętrzny samorząd. Te warunki spełnialiby sędziowie pokoju, bo w zakresie orzekania byliby niezawiśli, choć oczywiście od ich wyroków można by było złożyć środek odwoławczy, ale tak samo jak od wyroków sądu pierwszej instancji. Ponadto strony wytworzyłyby odrębną strukturę w zakresie orzekania, niezależnie od jakiegokolwiek organu administracji rządowej czy samorządowej. Dlatego też ja nie widzę tutaj sprzeczności. Wyrok TK z 2007 r. nie miał absolutnie charakteru politycznego.

Czytaj więcej

Jacek Trela: Sędziowie pokoju i inne kłopoty

Brał pan udział w pracach nad projektami w sejmowej podkomisji?

Raz zostałem zaproszony na jej posiedzenie. Było to posiedzenie w trybie online. Wówczas dyskutowano jednak o rozwiązaniach ogólnych. Przy pracach nad konkretnymi rozwiązaniami nie brałem udziału.

W trakcie prac podkomisji pojawił się pomysł, by zanim wprowadzi się tę instytucję w całej Polsce, przeprowadzić taki program pilotażowy w Sądzie Okręgowym w Opolu. Ostatecznie pomysł przepadł, ale nie wiadomo, czy nie wróci w trakcie prac komisji sprawiedliwości. Jak pan go ocenia? Czy można taką instytucję, jak sąd pokoju, wprowadzić tylko częściowo?

Z prawnego punktu widzenia można, lecz jest to strata czasu i pieniędzy. I byłbym przeciwny takiemu rozwiązaniu. Jeżeli posłowie będą przekonani, że ta instytucja powinna istnieć – ja nie mam wątpliwości – to powinni się zdecydować, a nie robić jakieś uniki.

Ile potrzeba pana zdaniem czasu od złożenia podpisu przez prezydenta do wdrożenia tych ustaw w życie? Rok, dwa lata? A może więcej?

Myślę, że około roku. Trzeba przecież przygotować struktury, wybory sędziów pokoju, a to nie jest takie proste.

Czy nowa instytucja rzeczywiście mogłaby rozwiązać problem przewlekłości postępowania w polskich sądach?

Uważam, że tak. Sądy są przede wszystkim zawalone drobnymi sprawami, chodzi m.in. o niewielkie przestępstwa przeciwko mieniu, gdzie wszystko jest od początku jasne. Dziś trzeba w nich prowadzić postępowanie przygotowawcze, przesłuchiwać świadków, biegłych itd. Tylko pytanie: po co to robić? Dla mnie to absurd. Wystarczyłaby notatka policyjna, wniosek o ukaranie zastępujący akt oskarżenia. I w ciągu paru dni taka sprawa powinna być osądzona.

Czy dzięki sądom pokoju można by próbować odbudować zaufanie obywateli do wymiaru sprawiedliwości?

Odpowiedź na tak postawione pytanie dotyczy odległej przyszłości. Nie wiem, jak to będzie. Myślę jednak, że jeżeli ta instytucja zadziałałaby i się sprawdziła, to i zaufanie do wymiaru sprawiedliwości byłoby większe.

Panie profesorze, dlaczego prace w Sejmie trwają tak długo?

To nie jest pytanie do mnie. Uważam jednak, że istotną rolę odgrywają tu kwestie polityczne. Bardzo trudno jest uzyskać konsensus, ponieważ na przykład Solidarna Polska jest przeciw, część posłów Platformy Obywatelskiej także. Jeśli chodzi o PSL, to był on wielkim entuzjastą tej instytucji. A teraz dowiaduję się, że posłowie PSL wstrzymują się od głosu. Krótko mówiąc, do tej sprawy wdarła się polityka.

Sejmowa Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka, jak powiedział „Rz” wczoraj jej szef Marek Ast, prawdopodobnie 9 lub 10 maja zbierze się w sprawie sędziów pokoju. Jest zatem szansa, że pierwsze czytanie odbędzie się na posiedzeniu Sejmu zaplanowanym na 24–26 maja. Od posłów przeciwnych powołaniu nowej instytucji słyszymy jednak, że zrobią wszystko, by do tego nie doszło. Co pan na to?

To jak wróżenie z fusów. Pewnie obie sytuacje są możliwe.

Pana zespół potrzebował pół roku, żeby przygotować projekt wprowadzający w życie nową instytucję – sądy pokoju. Szybko zaakceptował go prezydent. Sejmowa podkomisja pracowała nad nim przez rok. Teraz projekt trafił pod obrady komisji. W tej znów pojawiły się zastrzeżenia co do zgodności zapisów z konstytucją. Pan nie ma wątpliwości?

Ten problem był rozważany podczas obrad zespołu, którym miałem zaszczyt kierować. Przeważył wówczas pogląd, że powołanie sędziów pokoju bez zmiany konstytucji nie będzie z nią sprzeczne. Mamy bowiem wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 24 października 2007 r., który dotyczył asesorów. Wówczas prezesem Trybunału był sędzia Jerzy Stępień. TK postanowił wówczas, że owszem, zgodnie z art. 175 konstytucji wymiar sprawiedliwości sprawują: Sąd Najwyższy, sądy powszechne, sądy administracyjne oraz sądy wojskowe. Nie znaczy to jednak, że wymiaru sprawiedliwości nie mogą sprawować również inne podmioty – oczywiście w ograniczonym zakresie. Spełnione muszą być tylko dwa warunki. Po pierwsze, ten podmiot orzekający lub orzekający organ musi być niezawisły. I po drugie, nie może bezpośrednio w zakresie orzekania podlegać organowi administracji rządowej lub samorządowej. Musi istnieć, krótko mówiąc, taki wewnętrzny samorząd. Te warunki spełnialiby sędziowie pokoju, bo w zakresie orzekania byliby niezawiśli, choć oczywiście od ich wyroków można by było złożyć środek odwoławczy, ale tak samo jak od wyroków sądu pierwszej instancji. Ponadto strony wytworzyłyby odrębną strukturę w zakresie orzekania, niezależnie od jakiegokolwiek organu administracji rządowej czy samorządowej. Dlatego też ja nie widzę tutaj sprzeczności. Wyrok TK z 2007 r. nie miał absolutnie charakteru politycznego.

W sądzie i w urzędzie
Ile osób w Polsce nosi moje nazwisko? Możesz to sprawdzić w kilka minut
Zdrowie
Dodatkowe opłaty w szpitalach. Za co pacjent musi sam zapłacić?
Edukacja i wychowanie
Ferie zimowe 2025 później niż zazwyczaj. Oto terminy dla wszystkich województw
Konsumenci
Bank dostanie pozew, frankowicz zapomni o ratach. Co jeszcze zmieni ustawa?
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Prawo dla Ciebie
Coraz więcej chętnych na studia, nowe oblegane kierunki
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje