Premier Mateusz Morawiecki złożył wniosek po wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z 2 marca. Chodziło o to, że jeśli Naczelny Sąd Administracyjny (zadający pytanie prejudycjalne) oceni, że przeprowadzona z inicjatywy PiS zmiana ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa zniosła skuteczną kontrolę sądową rozstrzygnięć KRS o przedstawieniu prezydentowi kandydatów na sędziów Sądu Najwyższego, co może naruszać prawo UE, ma obowiązek ich nie stosować.
Czytaj więcej
W środę 22 września Trybunał Konstytucyjny ma wrócić do badania w pełnym składzie wniosku premiera o wskazanie, jak rozwiązywać kolizje prawa europejskiego z Konstytucją RP.
Profesor Marcin Matczak z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego stwierdził w TVN24 , że "to poważny wniosek i poważna sprawa", która "pokazuje antyunijne intencje polskiego rządu". - Prawnie ten wniosek jest samoobroną rządu przed sędziami, którzy chcą kwestionować reformę. Ma on załatwić premierowi narzędzie, by mógł powiedzieć, że jeśli ktoś chce kwestionować naszą reformę tu w Polsce, to my będziemy mieli na niego kijek w postaci wyroku Trybunału Konstytucyjnego - wyjaśniał.
- To jest sytuacja taka, w której oni (rządzący - red.) dostają oręż. Po pierwsze wewnętrznie, żeby mówić sędziom: "nie możecie kwestionować naszych nominatów mimo że są polityczni", jak i zewnętrznie, bo w rozmowach z Unią Europejską mogą udawać dobrego policjanta i mówić: "my byśmy chcieli, ale Trybunał Konstytucyjny nie pozwolił" - powiedział prawnik.
Matczak stwierdził, że wniosek premiera "to jest szukanie narzędzia, by nie wyjść na idiotę w tych rozmowach". - Argumentów jest mało, a tutaj Trybunał jeden wyprodukuje - dodał.