Katarzyna Batko-Tołuć: O „odklejeniu od rzeczywistości” w rocznicę wyborów 15 października

Droga do zdrowej demokracji wiedzie przez pracę ze społeczeństwem, a nie przez kontynuowanie narracji ekstremistów.

Publikacja: 23.10.2024 04:30

Wybory

Wybory

Foto: Adobe Stock

Ludzie odklejeni od rzeczywistości” – tak dziś mówią jeszcze niedawno piewcy zaangażowanego społeczeństwa obywatelskiego. Gdy przyszło sprawować władzę, nie podzielają już wartości, którym przyklaskiwali, gdy byli w opozycji. Choć zdobycie władzy daje sprawstwo, to, co „sprawili”, zaczyna za bardzo przypominać to, co robili poprzednicy. Czy zatem warto było walczyć o zmianę?

Piękny jak na …

Rocznica wyborów 15 października zastała mnie w Berlinie na konferencji poświęconej roli społeczeństwa obywatelskiego w obronie demokracji. Zostałam zaproszona do panelu, w którym pojawiły się studia przypadków trzech krajów: Węgier, Gruzji i Polski. Węgier jako autokracji wyborczej. Gruzji, jako kraju w przededniu nieprzewidywalnej przyszłości, który może w czasie najbliższych wyborów – 26 października – dokonać zarówno proeuropejskiego, jak i prorosyjskiego wyboru. Polski, jako kraju, który uciekł przed fatum. Ze zniszczonym sądownictwem, niezreformowanymi mediami publicznymi, niezabezpieczonego przed korupcją, z rozsierdzonymi kobietami i mniejszościami seksualnymi, z wybuchającym politykom w rękach granatem w postaci sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Zaiste, kraj szczęśliwy – można by skwitować ironicznie. Zważywszy jednak, że wśród słuchaczy przeważały osoby z Rosji, nie pozwalam sobie na ironię.

Czytaj więcej

Katarzyna Batko-Tołuć: Plaster w samorządach

Tak. Jesteśmy krajem szczęśliwym i gdy w panelu rozkładaliśmy przyczyny sukcesu Polski na czynniki pierwsze, zdałam sobie sprawę, że bez żadnej przesady zawdzięczamy to sobie. Unia Europejska była ważna. Sojusznicze organizacje międzynarodowe także. Ale to polskie społeczeństwo obywatelskie, media, politycy i biznes – angażując swoje zasoby i możliwości – dali nam szansę na demokratyczną drogę. Celowo nie piszę „obronili demokrację”, gdyż jakość tej wywalczonej szansy zależy dopiero od przyszłych decyzji. Na razie wygląda umiarkowanie optymistycznie.

Trendy światowe – upolitycznienie

Jeszcze dziesięć lat temu organizacji angażujacych się w politykę było w Polsce niewiele. I mieliśmy swoje bardzo wyraźne granice, dbając o to, by nie być kojarzonymi z jakąkolwiek opcją polityczną. W czasie kryzysu praworządności stopniowo zaczęliśmy się upolityczniać. Coraz śmielej nazywaliśmy zło złem, a dobro dobrem. Zaczęliśmy upraszczać przekazy, wyglądać jak politycy albo ich zwolennicy. Ale, jak to powiedział uczestnik panelu opowiadający o sytuacji w Gruzji, gdy trzeba wybrać między demokracją i autorytaryzmem, nie ma miejsca na wahania. A ja bym dodała, że dbałość o własne dobre imię musi podlegać jakiejś weryfikacji.

Jednocześnie, gdy jest szansa na zwycięstwo demokracji, nadchodzi czas na uczciwe deklarowanie wartości. I tu jesteśmy po roku od wyborów. Dziś społeczeństwo obywatelskie jest nauczone mieszać się politykom do „ich spraw” i zajmuje się pilnowaniem wartości. Politycy zajmują się od roku kolejnymi wyborami i igrzyskami, a społeczeństwo obywatelskie dopomina się o wartości.

Zastanawiam się, czy ignorowanie tego głosu, a nawet pewna agresja, jest wynikiem lekceważenia, przekonania, że i tak wyborcy nie mają wyjścia, czy też przyzwyczajenia do sytuacji sprzed kryzysu praworządności? Boję się, że na tej arogancji władzy wszyscy stracimy. Bo jak zachęcić wyborców, a zwłaszcza wyborczynie i młode osoby, do pójścia na kolejne wybory? Lubię myśleć, że bezprecedensowa mobilizacja wyborcza z 2023 r. – na poziomie prawie 75 proc. uprawnionych wyborców – to zasługa społeczeństwa obywatelskiego. W rzeczywistości jednak bez sensownej oferty wyborczej społeczeństwo obywatelskie poniosłoby klęskę. Tym, co mogą zrobić organizacje społeczne, jest dotarcie do wyborczyń i wyborców z wiedzą o tym, jak skorzystać z praw wyborczych, co oznaczają wybory i dlaczego powinny stać się przedmiotem zainteresowań. Mogą sprawić, by temat budził emocje. Nie mogą jednak nic zaoferować. To już muszą zrobić politycy.

Ordery dla społeczeństwa obywatelskiego

Tymczasem rządowi wydaje się, że załatwił sprawę ze społeczeństwem obywatelskim poprzez ustanowienie urzędu ministra ds. społeczeństwa obywatelskiego. W środowisku organizacji społecznych toczy się właśnie dyskusja, co właściwie z tego wynika. Ja nie mogę odgonić myśli, że jest to odpowiednik tak zwanego tokenizmu. „Macie, bierzcie, czujcie się docenieni” – zdają się mówić politycy. Ale już ministra, a właściwie jak dotąd ministry, wybiorą nam sami. Bo interesy partyjne, bo musi być podział i dbanie o prestiż koalicjantów. Tu już społeczeństwo obywatelskie się nie liczy.

Jak zatem teraz ułożą się stosunki rządu i społeczeństwa obywatelskiego? Ci, którzy żyją dobrze z każdą władzą, na pewno sobie poradzą. Takich organizacji jest mnóstwo i one raczej nie mieszają się do polityki. Mają inną rolę.

Jednak po latach kryzysu praworządności znacznie poszerzyła się grupa organizacji broniących praw mniejszości, oczekujących, by politycy nie kłamali, nie manipulowali, nie uprawiali propagandy, przestrzegali równości wyborczej, nie wpływali na sądy i prokuraturę oraz byli rozliczalni. Jesteśmy dziś zupełnie gdzie indziej niż przed 2015 r. Zagrożenie ze strony ekstremizmów wciąż jest wysokie, ale tak jak w 2015 r. szantaż mniejszego zła nie podziałał, tak nie podziała w czasach o wiele bardziej niestabilnych.

Droga do zdrowej demokracji wiedzie przez pracę ze społeczeństwem, a nie przez kontynuowanie narracji ekstremistów. Donald Tusk zapowiedział „zawieszenie prawa do azylu”. Jak twierdzą komentatorzy – rządzący ‚„zabierają tlen ekstremizmom” i reagują na sondaże. Taka taktyka przedwyborcza. Przy okazji zaatakowali organizacje, które wykonywały to, czego można od nich oczekiwać. Bartłomiej Sienkiewicz – prominentny polityk obecnej większości – nazwał szefową polskiego oddziału Amnesty International odklejoną od rzeczywistości, populistką, manipulatorką i osobą używającą fałszywego tonu moralnego oburzenia. Zupełnie jak w 2016 r., gdy telewizja publiczna podporządkowana Zjednoczonej Prawicy zaatakowała ówczesną szefową tej samej organizacji, podając zmanipulowany materiał sugerujący, że stworzyła możliwości do obrażania nieżyjącego prezydenta Lecha Kaczyńskiego i urzędującego prezydenta Andrzeja Dudy.

Organizacje pracowały ze społeczeństwem przez osiem lat. Dzisiejsi politycy zrobili coś sensownego dopiero na ostatniej prostej. Warto, by o tym pamiętali, gdyż odpowiadają za nasz kraj. Atakowanie społeczeństwa obywatelskiego w żaden sposób nie poprawi sytuacji. Rozmowa o możliwych rozwiązaniach problemów pomoże znacznie bardziej.

Autorka jest członkinią zarządu Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska, dyrektorką zarządzającą w Fundacji dla Polski, przy której działa Fundusz Obywatelski im. Ludwiki i Henryka Wujców

Ludzie odklejeni od rzeczywistości” – tak dziś mówią jeszcze niedawno piewcy zaangażowanego społeczeństwa obywatelskiego. Gdy przyszło sprawować władzę, nie podzielają już wartości, którym przyklaskiwali, gdy byli w opozycji. Choć zdobycie władzy daje sprawstwo, to, co „sprawili”, zaczyna za bardzo przypominać to, co robili poprzednicy. Czy zatem warto było walczyć o zmianę?

Piękny jak na …

Pozostało 94% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?