Tomasz Tadeusz Koncewicz: Prawnik i prawo granicy, czyli kto i co?

Najwyższy czas zrozumieć, że to nie przepis jest źródłem naszych europejskich problemów, ale często brak standardu, zasad oraz dobrej praktyki stosowania i interpretacji prawa.

Publikacja: 23.10.2024 04:31

Tomasz Tadeusz Koncewicz: Prawnik i prawo granicy, czyli kto i co?

Foto: Adobe Stock

Rocznica akcesji Polski do Unii Europejskiej dostarczyła idealnej okazji, aby chwilę refleksji poświęcić wyzwaniom, które prawo europejskie postawiło przed nami dwadzieścia lat temu i nadal je stawia. Oraz by spróbować krytycznie odpowiedzieć na fundamentalne pytania: Jak, czego i jakich prawników uczyć? Po co ludziom sąd? Czym jest prawo w XXI w. i jak działa? Ciemne dla autorytetu prawa i powagi sądów lata 2015–2023 potrzebę takiej dyskusji tylko wzmożyły.

Proliferacja prawa i jurydyfikacja społeczeństwa

Aktualność tych wyzwań i pytań jest konsekwencją zmian, jakie dzisiaj następują w sposobie postrzegania prawa i odpowiednio zmieniającej się roli prawników. Obecnie mamy do czynienia z fenomenem, który można nazwać „proliferacją prawa”. Jest coraz więcej przepisów, które regulują coraz większą liczbę dziedzin życia społecznego. „Proliferacja prawa” prowadzi z kolei do „jurydyfikacji społeczeństwa”: ludzie korzystają z regulacji prawnej coraz częściej, czasami nie mają wyboru, muszą swoje stosunki określać za pomocą prawa.

Czytaj więcej

Ewa Szadkowska: Prawnik, czyli kto? I jak?

Oba procesy łączą się i tworzą sytuację „judycjalizacji”: skoro zachowania ludzi, ich obowiązki i uprawnienia są coraz częściej regulowane przez prawo, należy równocześnie zapewnić, że prawa i obowiązki będą efektywnie egzekwowane. W tym celu zwracamy się do sądów, których obowiązkiem jest właśnie zapewnienie takiej ochrony. Dzisiaj w świecie podlegającym stałym zmianom i fluktuacjom to sądy zapewniają stabilność i pewność prawną.

Antoine Garapon porównuje nawet w tym kontekście sędziego do „strażnika obietnic”: sędziowie i sądy stanowią forum odwoławcze przeciwko eksplozji społeczeństwa demokratycznego, które nie jest w stanie rozwiązać skomplikowanych i różnorodnych problemów, które samo codziennie generuje. Gdy stale rodzące się konflikty wewnątrz społeczeństwa nie idą w parze z metodami ich rozwiązywania, to metoda sądowa pozostaje jedyną dostępną.

W tym też sensie możemy powtórzyć za Ronaldem Dworkinem, że dzisiaj to „sądy są stolicami prawa, a sędziowie ich książętami”. Pamiętajmy jednak, że sąd to nie tylko sędzia, ale także prawnicy przed nim występujący.

Zasygnalizowane procesy nabierają jednak szczególnego znaczenia w sytuacji prawa i systemów prawnych państw członkowskich Unii Europejskiej. Z jednej strony prawo europejskie penetruje prawo państw członkowskich i rości sobie pierwszeństwo, ale z drugiej zakłada, że system prawny UE jest oparty na współistniejących systemach prawnych państw członkowskich. Pierwszeństwo prawa europejskiego nigdy nie jest wartością absolutną. Raczej to prawo musi dopiero zbudować i dobrze uargumentować swoje roszczenie do pierwszeństwa.

Centralna rola sądów (krajowych i ponadnarodowych) w procesie stosowania prawa UE, szczególne dyrektywy wykładni tego prawa i metody rozumowań prawniczych, myślenie prawnicze w kategoriach procedury i środków ochrony prawnej, wyznaczają nową rzeczywistość prawną i, w konsekwencji, często wymuszają przewartościowanie zastanego (i wygodnego, bo dobrze znanego) krajowego status quo.

Prawo integracji

Pełne wykorzystanie prawa europejskiego nie jest ani łatwe, ani oczywiste. Wymaga szczególnych umiejętności interpretacyjnych, wyjątkowego zaangażowania w proces jego stosowania oraz ustawicznego rozumienia jego przemian, które z kolei są pochodną właściwości tego prawa.

Po pierwsze, prawo UE nieustannie „się staje”, wymaga ciągłej uwagi i oceny sytuacyjnej, ważenia, niuansowania, łączenia, a nie prostego i wygodnego dzielenia oraz separowania.

Po drugie, prawo UE zawiera się nie tylko w tekście, ale w równym stopniu w działaniu aktorów interpretujących tekst i tworzących kontekst dla niego. Tymczasem prawnicy (nie tylko polscy) zbyt często swoją analizę prawa europejskiego zaczynają i kończą właśnie na tekście, lekceważąc wymiar faktycznego działania na nim i z nim.

Widać to najlepiej, ilekroć Polsce stawiany jest zarzut naruszenia prawa europejskiego lub gdy Europejski Trybunał Praw Człowieka wydaje wyrok uznający Polskę za winną nieprzestrzegania europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Naszą obroną jest wówczas niezmiennie „ale przecież mamy przepis, więc w czym problem”? Tymczasem najwyższa pora zrozumieć, że to nie przepis (tych mamy aż nadto!) jest źródłem naszych europejskich problemów, ale często brak standardu, zasad oraz dobrej praktyki stosowania i interpretacji prawa. Tu więc leży olbrzymi potencjał zmiany i poprawy, a mądry prawnik ma niebagatelną rolę do odegrania.

Po trzecie, prawo europejskie jest prawem wyboru i granicy. Poszerza możliwości działania jednostki dotychczas ograniczonej granicami krajowymi. Pomiędzy jednostką a siłami prointegracyjnymi dochodzi do zawarcia szczególnego sojuszu.

Dzięki prawu europejskiemu jednostka rzuca wyzwanie państwu. Jednostka przestaje żyć w cieniu potężnych niegdyś państw, staje wobec nich jako podmiot równorzędny, który walczy o swoje, ale nie dlatego, że państwo przyznało jej przywileje, tylko dlatego, że traktat o UE jest źródłem praw podmiotowych będących integralnym elementem statusu jednostki. Dzięki temu jednostka przestaje być prostym obserwatorem, ale zmienia się w uczestnika, polegając na własnej aktywności i ocenie. Nie jest już uzależniona od dobrej woli podmiotów trzecich, które mogą, ale wcale nie muszą działać w jej imieniu.

Po czwarte, bezpośredni skutek prawa unijnego i jego internalizacja w krajowych porządkach prawnych prowadzą do nowego rozłożenia akcentów. Obowiązki państw przestają mieć jedynie wymiar publicznoprawny, ale nabierają charakteru prywatnoprawnego, prowadząc do indywidualnych praw jednostek, które podlegają ochronie w sądach krajowych tu i teraz. Często iluzoryczne „prawo- -tekst” staje się efektywnym „prawem w działaniu” w moim lokalnym sądzie.

Po piąte w końcu, prawo UE dezaktualizuje tradycyjne pojmowanie prawa jako miecza, tj. narzędzia władzy państwa nad jednostką. Staje się dla jednostki tarczą, dzięki której może ona skutecznie się bronić przed prawem rozumianym jako źródło opresji. Dzięki temu prawu jednostka wychodzi z cienia wszechpotężnego dotąd państwa i może z nim wygrać.

Kim jest dzisiaj prawnik

To wszystko wpływa w sposób fundamentalny na nasze rozumienie, kim jest dzisiaj prawnik. Nie wykorzystamy w pełni prawa UE, jeżeli ograniczymy się do wąsko pojmowanego rzemiosła i specjalizacji, do pasywnego sylogizmu prawniczego, do mitycznego założenia, że sędzia jest tylko ustami prawodawcy, a przepis równa się prawu, że interpretacja językowa jest nadal królową.

Szkoły prawa muszą uczyć, jak konstruktywnie i całościowo interpretować prawo, jak czytać orzeczenia sądów, które od zawsze odgrywały decydującą rolę w rozwoju tego prawa. Gdy państwa członkowskie swoją podróż kończą wraz z podpisaniem traktatu, rola prawników dopiero się zaczyna i polega na nadaniu konkretnego kształtu niejasnym i ogólnym zapisom zawartym w traktacie. Dzięki prawnikom traktat ma stać się prawem w działaniu dla obywateli UE. Dlatego prawo UE oczekuje od prawników zaangażowania. Na ich rolę musimy patrzeć w świetle konstytucyjnego wyroku z 1962 r. w sprawie Van Gend.

W tej sprawie Europejski Trybunał Sprawiedliwości (ETS) odwrócił domniemanie powszechnie obowiązujące w prawie międzynarodowym, zgodnie z którym zmiany w sferze prawnej podmiotów prywatnych są uzależnione od krajowej regulacji prawnej. Specyfika prawa europejskiego nie polega tylko na istnieniu bezpośredniego skutku, ale na uznaniu, że stanowi on jego zasadę konstrukcyjną.

Uznanie bezpośredniego skutku było z kolei pierwszym krokiem na drodze do konstytucjonalizacji traktatów i pozwoliło prawu unijnemu na penetrację prawa krajowego poprzez procedurę prejudycjalną. Z jednej strony sąd krajowy jest winien nadal posłuszeństwo swojemu prawu, ale z drugiej „filozofia Van Gend” proponuje konkurencyjny punkt odniesienia i lojalności.

Sąd krajowy (a w konsekwencji każdy prawnik przed nim występujący) zostaje bezpośrednio zaangażowany do służby prawu unijnemu i czujnej, kontestującej rzeczywistość prawną jednostce. Bez dostępnego forum sądowego, sprawnych warsztatowo i uczciwych aksjologicznie aktorów (prawników) poten-cjalna energia zawarta w „filozofii Van Gend” nie zostanie nigdy uwolniona.

Dzisiaj żyjemy na granicy systemów, a prawa podmiotowe płyną do nas z różnych źródeł. Próba zamykania polskiego systemu prawnego pod pozorem porządkowania i „ochrony" jednostek jest anachronizmem.

Niech sam zainteresowany, czyli czujna i dbająca o swoje prawa jednostka zadecyduje, jaki system ochrony praw woli: zróżnicowany i dynamiczny czy ujednolicony i reglamentowany. Niech odpowie, czy woli skomplikowane, ale fascynujące życie na granicy czy egzystencję przewidywalną w zamkniętym świecie wyznaczonym przez ograniczone możliwości ochrony przed aparatem przymusu państwa.

Serce prawa europejskiego bije zgodnie z założeniem, że uprawniony, przezorny i czujny podmiot walczy o swój status, a prawnik europejski musi być sojusznikiem w tej walce. Jednostka windykująca swoje prawa podmiotowe i dokonująca wyboru występuje wobec prawa europejskiego jako szczególna siła legitymizująca je.

Serca i umysły

Promowanie wspólnoty prawa i dialogu sądowego wymaga wyjścia poza proste cytowanie orzeczeń sądu europejskiego czy bezmyślne odwoływanie się do prawa europejskiego, jak gdyby to ilość miała z prawnika robić prawnika europejskiego. Dobrze rozumiane prawo europejskie niesie z sobą wyzwanie pokory, szacunku i gotowości ustąpienia w przekonaniu, że sąd europejski (system prawny) może (ale nie musi) stanowić lepsze forum, może przekonać nas argumentami i dać cenny punkt odniesienia do udzielania ochrony prawnej w indywidualnej sprawie, w której ktoś zawierza mi swój los. Dzisiaj krajowe porządki prawne, sądy i prawnicy są ze sobą połączeni w sposób zarówno niezwykle skomplikowany, jak i subtelny.

Przynależność do europejskiej wspólnoty prawników nie jest tylko zjawiskiem normatywnym, ale dotyka serc i umysłów. Prawdziwie dobry prawnik umie dokonać wyboru spośród konkurujących porządków prawnych, umiejętnie zastosować prawo inne niż krajowe i dokonać jego interpretacji. W XXI w. na tym polega jego prawdziwa obietnica, którą składa tym, którzy przychodzą do niego po pomoc prawną, a nie tylko suchy odczyt z komputera. Wszystko to spięte założeniem „życia na granicy”, które charakteryzuje dzisiejsze prawo i systemy normatywne.

Po co jednak obywatelom prawo europejskie, skoro nie będą go rozumieć i nie będą umieć go stosować? Po co obywatelom ETS czy Sąd UE, jeżeli będą odległe i niedostępne? Co z dumnego tytułu „sędzia unijny”, jeśli taki sędzia nie będzie wiedział, jak prawo integracji stosować i interpretować? Jak argumentować, aby trafić do umysłu sędziego? Jak wykorzystać sąd krajowy, który jest „moim" sądem unijnym? Te (tylko przykładowe) pytania są elementem naszej prawniczej codzienności, tak w wymia-rze stosowania stale ewoluującego prawa jak i uczenia o nim.

Przedstawione rozważania stanowią jedynie zaproszenie do rozmowy o tym, jak powinien ewoluować model prawnika europejskiego, jak musi się zmieniać system kształcenia studentów i szkolenia aplikantów, aby zrozumieli, że nie mają być prawnikami tekstu (przepisu), ale prawnikami sprawnie poruszającymi się w sferze pozatekstualnej, umiejącymi ważyć kolidujące prawa i interesy oraz wartości (kłania się tu art. 2 TUE) oraz dostrzegać, jak bardzo prawo wymaga każdorazowo mądrego dostrojenia angażowanych środków do założonych celów.

Prawnik polski jest „prawnikiem granicy”. „Prawnik granicy” musi umieć odnaleźć drogę i swoje powołanie w kontekście prawa. „Prawnik granicy” dostrzega szarość i umie ważyć argumenty. Interpretuje prawo tak, aby jego litera nigdy nie przesłaniała celu ostatecznego i aspiracji każdego „dobrego prawa”, czyli sprawiedliwości.

Tej ostatniej wcale nie musi towarzyszyć tak częsty na ustach prawników cyniczny uśmiech. W końcu, tylko taki prawnik ma szansę stać się bezcennym przewodnikiem obywatela po prawie europejskim. Czas najwyższy, abyśmy tak zaczęli rozmawiać o naszym zawodzie i powołaniu, i w tym duchu uczyli i mówili o prawie.

Autor jest profesorem prawa, kierownikiem Katedry Prawa Europejskiego i Komparatystyki Prawniczej Uniwersytetu Gdańskiego

Rocznica akcesji Polski do Unii Europejskiej dostarczyła idealnej okazji, aby chwilę refleksji poświęcić wyzwaniom, które prawo europejskie postawiło przed nami dwadzieścia lat temu i nadal je stawia. Oraz by spróbować krytycznie odpowiedzieć na fundamentalne pytania: Jak, czego i jakich prawników uczyć? Po co ludziom sąd? Czym jest prawo w XXI w. i jak działa? Ciemne dla autorytetu prawa i powagi sądów lata 2015–2023 potrzebę takiej dyskusji tylko wzmożyły.

Pozostało 96% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?