Czym się od nich różnią awansowani sędziowie? Osiem lat to okres, w którym wymianie ulega 25 proc. kadry sędziowskiej. Łatwo to policzyć, przeciętny sędzia pełni dziś służbę przez trzydzieści lat lub niewiele dłużej. W stan spoczynku odchodzi więcej sędziów z sądów wyższego rzędu niż z rejonowych, w których karierę się zaczyna. Zatem za rządów PiS co najmniej jedna czwarta sędziów sądów okręgowych i apelacyjnych musiała odejść w stan spoczynku. Peselu nikt sobie nie cofnie.
Ktoś ich musiał zastąpić, bo sądy okręgowe i apelacyjne przy co czwartym nieobsadzonym etacie po prostu by się zawaliły. A była liczna grupa uczciwych sędziów, których etap rozwoju zawodowego obejmujący awans do sądu wyższego rzędu przypadł akurat na ośmiolecie Ziobry. Każdy dobry sędzia kiedyś awansuje, chyba że nie chce. Gdy ci starsi odchodzą, sędziowie w każdym okręgu wiedzą, kto z sądów rejonowych jest w pierwszym rzędzie kandydatów do awansu – z racji stażu i dobrego orzecznictwa. A ci, których spodziewany czas awansu przypadł na lata 2015–2023, mieli po prostu pecha. Tak jak absolwenci prawa wybierający w tych latach zawód. Przy tym w trudniejszej sytuacji byli sędziowie. Bo już obrali drogę zawodową, coś na niej osiągnęli i jej porzucenie nie byłoby łatwą decyzją.
Absolwentów studiów grono nieugiętych moralistów rozgrzesza, sędziów nie. A przecież między kimś, kto w czasach neo-KRS został asesorem i sędzią, a kimś, kto w tym czasie awansował z sądu rejonowego do okręgowego, jest wielka różnica. Nie na korzyść młodego, jak to widzą moraliści, ale na korzyść sędziego ze stażem. On jest legalnym sędzią sądu powszechnego, otrzymał wcześniej powołanie w prawidłowej procedurze przed prawdziwą KRS. I jest nadal sędzią, tyle że w sądzie wyższego rzędu. Natomiast młody asesor/sędzia zgodnej z Konstytucją RP procedury nigdy nie przeszedł, ma powołanie tylko od neo-KRS. A jednak teraz to on ma być lepszy.
Znaczna grupa ulubieńców Zbigniewa Ziobry dostała stanowiska w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie. Sąd apelacyjny to najwyższa ranga w sądownictwie powszechnym, a Warszawa to siedziba ministerstwa, do którego biegali po rozkazy swego mentora. Jeżeli więc sędzia Anna Kalbarczyk chce się zrzec nominacji do tego sądu, to trzeba pamiętać, że znalazła się tam w towarzystwie najwierniejszych rycerzy byłego ministra. Ale nie wolno przez pryzmat ludzi Dobrej Zmiany awansowanych do SA w Warszawie oceniać wszystkich, którzy po 2017 r. zostali awansowani. A wielcy moraliści tak właśnie robią.
Tymczasem nowi sędziowie sądów okręgowych i apelacyjnych, zwani dziś neosędziami, uratowali polskie sądownictwo. Wyobraźmy sobie sądy okręgowe zasypane choćby sprawami frankowymi, pozbawione jakiejkolwiek nowej kadry przez dziesięć lat. Przecież Zbigniew Ziobro zablokował awanse, czekając na utworzenie neo-KRS, zaraz po objęciu władzy, a prawdziwa KRS powstanie nie wcześniej niż w drugiej połowie roku 2025: do tego czasu zmiany uniemożliwi Andrzej Duda. W dziesięć lat odchodzi już 1/3 kadry sędziowskiej. Gdyby wszyscy uczciwi sędziowie odmawiali przez ten czas awansów, polski wymiar sprawiedliwości zostałby zniszczony. Część wakatów pewnie obsadziliby wierni słudzy Zbigniewa Ziobry oraz kiepscy sędziowie, którym odmowa awansu lepszych kolegów dałaby niezasłużoną szansę. Czy wtedy byłoby dobrze, panie i panowie moraliści?
Przeszli dla obywateli
Sędziowie zdecydowali się przejść do sądów okręgowych i apelacyjnych nie dla Zbigniewa Ziobry, ale dla obywateli, którzy potrzebowali uczciwych sędziów rozpoznających ich sprawy, najważniejsze w ich życiu. Zdecydowali się, bo wiedzieli, że teraz jest ich kolej na awans, bez układów i Dobrej Zmiany. Sam wielu kolegów w szczecińskim okręgu o to prosiłem. Mówiłem: chrzanić Ziobrę, jesteś sędzią nie dla niego, ale dla obywateli, oni cię potrzebują. Jeśli ty nie będziesz chciał, awanse wezmą ci od Ziobry albo Ziobro zabierze nam etaty i da je innym sądom, dla swoich. Bo tak robił. Gdy w Szczecinie nastąpiły odmowy, zemścił się, zabierając przeciążonemu sądowi osiem etatów. Potem powoli je oddawał.