Robert Damski: Recepta nie do zrealizowania

Cały wysiłek, jaki wkładam w swoją pracę, jest najczęściej daremny.

Publikacja: 25.09.2024 04:30

Robert Damski: Recepta nie do zrealizowania

Foto: Adobe Stock

Jeżeli wydaje ci się, że wymiar sprawiedliwości może istnieć bez komorników sądowych, to masz rację. Wydaje ci się. Dlaczego? Bo nawet najbardziej sprawiedliwy i wyczekiwany wyrok, który nie jest urzeczywistniany, pozostaje jedynie kartką papieru z „orzełkiem” i pieczątką.

Zapewne każdy z nas był chociaż raz w życiu u lekarza w związku na przykład z jakąś infekcją. Na wizytę trzeba było poczekać, czasem krócej ( bo prywatnie), czasem dłużej (bo NFZ), następnie stawić się w danym miejscu, konkretnego dnia o określonej godzinie. Następnie lekarz po przeprowadzeniu badania postawił diagnozę i wypisał receptę na leki, które miały rozwiązać problem.

Czytaj więcej

Robert Damski: Włos im z głowy nie spada

A teraz wyobraźcie sobie, że udajecie się z tą receptą do apteki, ale dany specyfik jest niedostępny. I co teraz? Diagnoza jest trafna, lekarz wykonał swoją pracę rzetelnie i profesjonalnie, wszystkie procedury zostały przeprowadzone właściwie, a jednak problem pozostaje nierozwiązany. Wszyscy zrobili co do nich należało, a ty dalej jesteś chory.

Podobnie jest z orzeczeniem sądu. Niezależnie od tego, jak długo na nie czekamy i jak sprawnie został przeprowadzony przewód sądowy, jeżeli druga strona sporu, pomimo sądowego rozstrzygnięcia, nadal nie respektuje wydanego orzeczenia, pozostaje nam udać się z nim do komornika sądowego. I tak naprawdę dopiero wtedy okazuje się, czy nasza „recepta” jest możliwa do zrealizowania.

I tu niestety nie mam najlepszych wieści. Skuteczność egzekucji w naszym kraju, w zależności od sposobu jej obliczania, mieści się w granicach 25 proc., co oznacza, że szansa na urzeczywistnienie wyroku wynosi mniej więcej jeden do czterech. Nie sposób nie dostrzec tu pewnej ironii, ponieważ od miesięcy trwa dyskusja o tak zwanych neosędziach i wątpliwościach wokół wydawanych przez nich orzeczeń, co jest skutkiem działań poprzedniej ekipy rządzącej. Debata ta zdaje się nie mieć końca i trudno dziś przewidzieć, jakie będą konsekwencje tego bałaganu. Znamienne jest dla mnie to, że o ile od dawna słyszymy, kto ma wyroki wydawać, o tyle jakoś od lat nikt poważnie nie rozmawia o tym, kto ma je egzekwować.

Zewsząd słyszymy, że przez ostatnie lata doprowadzono do kompletnego chaosu w sądownictwie, ale niemal nikt nie mówi, że w tym samym czasie dosłownie zdemolowano egzekucję sądową. Najbardziej jednak przeraża, że nadal nic się z tym problemem nie dzieje, tak jakby łańcuch wymiaru sprawiedliwości kończył się na wydaniu wyroku. A to, czy on „wejdzie w życie”, najwyraźniej mało kogo obchodzi.

O ile autorów ustaw „komorniczych” nie ma już w resorcie sprawiedliwości, o tyle ich „spuścizna” nadal obowiązuje i wyrządza być może nieodwracalne straty. Jeżeli mamy przywracać praworządność, to chciałbym przypomnieć, że ważnym elementem tejże jest nie tylko prawo do sądu (gwarantowane w Konstytucji RP), ale również prawo do sprawnej i skutecznej realizacji wydanego przez ten sąd orzeczenia.

Może się wydawać, że kolejny raz piszę na ten sam temat. Być może nawet ktoś może dojść do wniosku, że się powtarzam. Proszę wybaczyć, ale to dlatego, że już ponad połowę swojego życia próbuję wykonywać podstawowe zadanie, jakie stoi przed komornikiem sądowym, czyli sprawiać, by sprawiedliwości stało się zadość w rzeczywistości, a nie tylko w teorii. I zwyczajnie nie rozumiem, dlaczego miałbym milczeć, widząc, że cały wysiłek, jaki wkładam w swoją pracę, jest coraz częściej daremny.

Bo nawet najlepsza diagnoza nie pomoże, jeśli pozostanie tylko zapisem na kartce papieru.

Autor jest komornikiem sądowym w Lipnie

Jeżeli wydaje ci się, że wymiar sprawiedliwości może istnieć bez komorników sądowych, to masz rację. Wydaje ci się. Dlaczego? Bo nawet najbardziej sprawiedliwy i wyczekiwany wyrok, który nie jest urzeczywistniany, pozostaje jedynie kartką papieru z „orzełkiem” i pieczątką.

Zapewne każdy z nas był chociaż raz w życiu u lekarza w związku na przykład z jakąś infekcją. Na wizytę trzeba było poczekać, czasem krócej ( bo prywatnie), czasem dłużej (bo NFZ), następnie stawić się w danym miejscu, konkretnego dnia o określonej godzinie. Następnie lekarz po przeprowadzeniu badania postawił diagnozę i wypisał receptę na leki, które miały rozwiązać problem.

Pozostało 82% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Pragmatyczna krótka pamięć
Rzecz o prawie
Łukasz Wydra: Teoria salda lepsza od dwóch kondykcji
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe tylko z nazwy
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Aplikacja rozczarowuje
Rzecz o prawie
Konrad Burdziak: Czy lekarze mogą zaufać wytycznym w sprawach aborcji?