Mikołaj Małecki: Medyczne fake newsy są godne kary

Fejk newsy dotyczące zdrowia i jego ochrony to kopalnia problemów prawnych, a zarazem groźne zjawisko, któremu należy przeciwdziałać – również za pomocą prawa karnego.

Publikacja: 12.06.2024 04:31

Mikołaj Małecki: Medyczne fake newsy są godne kary

Foto: Adobe Stock

Szerzenie fejkowych informacji medycznych może być groźne dla zdrowia i wywoływać niepokoje społeczne. Pokazał to dobitnie czas epidemii, gdy fala postaw antyszepionkowych zalała Polskę. Na teoriach spiskowych budowali swoje poparcie niektórzy politycy. Epidemia wirusa skończyła się, jednak dezinformacja szerzona w internecie kwitnie w najlepsze. Karalność fałszywych przekazów nie jest obca polskiemu prawu karnemu – karalne jest np. zaprzeczanie najkrwawszym zbrodniom na mocy ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Jeżeli uzasadnione jest karanie za fejki historyczne, to warto otworzyć dyskusję o wprowadzeniu karalności innych dezinformujących przekazów.

Fejk zabija?

O kryminalizacji fake-newsów w medycynie piszę wspólnie z moimi seminarzystami z Uniwersytetu Jagiellońskiego w najnowszym numerze nobliwego „Państwa i Prawa” (nr 4/2024). W pierwszej kolejności analizujemy problemy takiej kryminalizacji. Przede wszystkim zauważamy, że zwalczenie medycznych fake-newsów nie jest do końca możliwe na gruncie obowiązujących przepisów mówiących o powodowaniu zagrożenia dla życia i zdrowia człowieka. Wynika to ze specyfiki tzw. przestępstw skutkowych. Konieczne jest wykazanie, że dany skutek wyniknął z danego czynu konkretnej osoby. W przypadku medycznych fejków zalewających internet ustalenie tego związku może być niemożliwe.

Czytaj więcej

Bartosz Bojanowski: Granice wolności słowa w dobie internetu

Przykładowo: jak udowodnić, że ktoś posłuchał konkretnego internetowego szarlatana i to właśnie ten przekaz skłonił go do odmówienia zaszczepienia się? Jeśli ktoś „nasłuchał” się wielu antyszczepionkowych komentarzy, nie sposób wykazać, który z nich spowodował decyzję o odmowie przyjęcia szczepionki. Sprawstwo rozlewa się na wiele dezinformujących przekazów, a ich autorzy nie działają wspólnie i w porozumieniu. To również kwestia aktywności użytkowników internetu, którzy swoimi komentarzami i reakcjami podbijają antynaukowe treści. „W sumie” mogą powodować zagrożenie dla zdrowia ludzi, jednak kodeks karny nie pozwala tak łatwo zsumować działań indywidualnych podmiotów. Bardziej sensowna jest więc kryminalizacja samego rozpowszechniania dezinformujących treści, bez względu na skutki, do jakich doprowadzają.

Analizując zasadność kryminalizacji medycznych fejków zadajemy pytanie, czy ściganie indywidualnych użytkowników ma sens w kontekście możliwej odpowiedzialności wielkich platform za zapobieganie dezinformacji. Prawo karne powinno wchodzić w grę na samym końcu, gdy inne mechanizmy zawiodą lub okażą się niewystarczające. Uwzględniamy ryzyka związane z efektem mrożącym penalizacji dezinformacji (chilling effect). Zbyt radykalna penalizacja „słowa” może odnieść efekt przeciwny do zamierzonego. Paradoksalnie, ściganie internetowego guru za popełnienie przestępstwa przyczyni się do jeszcze większego wyeksponowania szerzonych przez niego idei, a „wyznawcy” zaczną uznawać go za męczennika dobrej sprawy. Odnotowujemy też problemy definicyjne dotyczące określenia, co powinno być uznane za karalnego fejka. Niełatwo odróżnić karygodnego fake-newsa od uprawnionego informowania opinii publicznej nawet o niepopularnych treściach, w ramach wolności słowa.

Osobna sprawa to dobór odpowiednich znamion czynu zabronionego polegającego na szerzeniu medycznych fejków.

Liczy się aktualna wiedza

Odnosimy się do dwóch propozycji legislacyjnych: jedna została wniesiona pod obrady Sejmu w czasie epidemii (Sejm IX kadencji, druk nr 746), drugą przedstawił w literaturze Kamil Mamak z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jego propozycja: „Kto publicznie rozpowszechnia informacje oczywiście sprzeczne z wiedzą medyczną, podlega grzywnie lub karze ograniczenia wolności”. Problemy dotyczą w zasadzie każdego słowa składającego się na opis proponowanego przestępstwa.

Przykładowo: do jak wielu osób musi trafić fejkowy wpis, by można było uznać, że został „rozpowszechniony”. Aktualnie karniści podzieleni są co do wykładni tego sformułowania. Jedni przyjmują, że wpis musi móc dotrzeć przynajmniej do jednej osoby. Inni twierdzą, że chodzi o szerokie pole rażenia danego komunikatu (konotacja ze słowem „powszechny”).

Kolejny problem to ocena sprzeczności komunikatu z „aktualną” wiedzą medyczną, biorąc pod uwagę zmienność stanu wiedzy, modyfikacje procedur medycznych itd. Zadajemy sobie też pytanie, co to znaczy, że sprawca ma mieć zamiar rozpowszechnić fake-newsa? Paradoksalnie, im bardziej ktoś wierzy internetowemu guru, tym mniejszy ma zamiar podawania nieprawdy. Bo myśli, że to właśnie jest prawda. A zatem nie popełnia przestępstwa umyślnego. Wyjściem z sytuacji byłaby penalizacja również działań nieumyślnych – nieostrożnych, gdy ktoś nie upewnił się, czy ma do czynienia z fejkiem, jednak tak szeroka kryminalizacja – naszym zdaniem – zbyt ingerowałaby w wolności i prawa obywatelskie.

Cudowna amantadyna

Konieczne jest odróżnienie różnych sensacyjnych rewelacji głoszonych w Internecie, nierzadko wyłącznie po to, by powiększać zasięgi lub zbijać kapitał polityczny, od nowatorskich, choć dyskusyjnych tez formułowanych w ramach rzetelnych badań naukowych. Przypominamy sprawę amantadyny, w której leczniczych właściwościach pokładano nadzieję w pewnym okresie walki z epidemią koronawirusa. Jeden z polityków obozu Dobrej Zmiany – przemilczmy miłosiernie jego personalia – twierdził publicznie, że dzięki amantadynie ozdrowiał i jest to bardzo dobry lek. Jednak stosowanie amantadyny u pacjentów chorych na Covid-19 oficjalnie uznano za naruszenie zbiorowych praw pacjentów do leczenia zgodnego z aktualną wiedzą medyczną.

„Należy odróżnić prowadzenie badań naukowych oraz publikowanie nowatorskich, a nawet kontrowersyjnych wyników w prasie branżowej (czyn legalny) od wykorzystywania ich instrumentalnie do szerzenia nieufności wobec nauki lub naukowców, np. w dyskursie politycznym czy mocno uproszczonych przekazach internetowych (czyn karalny)” - zwracamy uwagę w przytoczonym wcześniej artykule.

Jak widać, medyczne fake-newsy to kopalnia problemów prawnych, a zarazem groźne zjawisko, któremu należy przeciwdziałać – również za pomocą prawa karnego.

Autor jest doktorem habilitowanym, wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego, prowadzi portal DogmatyKarnisty.pl

Szerzenie fejkowych informacji medycznych może być groźne dla zdrowia i wywoływać niepokoje społeczne. Pokazał to dobitnie czas epidemii, gdy fala postaw antyszepionkowych zalała Polskę. Na teoriach spiskowych budowali swoje poparcie niektórzy politycy. Epidemia wirusa skończyła się, jednak dezinformacja szerzona w internecie kwitnie w najlepsze. Karalność fałszywych przekazów nie jest obca polskiemu prawu karnemu – karalne jest np. zaprzeczanie najkrwawszym zbrodniom na mocy ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Jeżeli uzasadnione jest karanie za fejki historyczne, to warto otworzyć dyskusję o wprowadzeniu karalności innych dezinformujących przekazów.

Pozostało 90% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?