Szerzenie fejkowych informacji medycznych może być groźne dla zdrowia i wywoływać niepokoje społeczne. Pokazał to dobitnie czas epidemii, gdy fala postaw antyszepionkowych zalała Polskę. Na teoriach spiskowych budowali swoje poparcie niektórzy politycy. Epidemia wirusa skończyła się, jednak dezinformacja szerzona w internecie kwitnie w najlepsze. Karalność fałszywych przekazów nie jest obca polskiemu prawu karnemu – karalne jest np. zaprzeczanie najkrwawszym zbrodniom na mocy ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Jeżeli uzasadnione jest karanie za fejki historyczne, to warto otworzyć dyskusję o wprowadzeniu karalności innych dezinformujących przekazów.
Fejk zabija?
O kryminalizacji fake-newsów w medycynie piszę wspólnie z moimi seminarzystami z Uniwersytetu Jagiellońskiego w najnowszym numerze nobliwego „Państwa i Prawa” (nr 4/2024). W pierwszej kolejności analizujemy problemy takiej kryminalizacji. Przede wszystkim zauważamy, że zwalczenie medycznych fake-newsów nie jest do końca możliwe na gruncie obowiązujących przepisów mówiących o powodowaniu zagrożenia dla życia i zdrowia człowieka. Wynika to ze specyfiki tzw. przestępstw skutkowych. Konieczne jest wykazanie, że dany skutek wyniknął z danego czynu konkretnej osoby. W przypadku medycznych fejków zalewających internet ustalenie tego związku może być niemożliwe.
Czytaj więcej
Powinniśmy w pełni korzystać z możności prezentowania swoich przekonań.
Przykładowo: jak udowodnić, że ktoś posłuchał konkretnego internetowego szarlatana i to właśnie ten przekaz skłonił go do odmówienia zaszczepienia się? Jeśli ktoś „nasłuchał” się wielu antyszczepionkowych komentarzy, nie sposób wykazać, który z nich spowodował decyzję o odmowie przyjęcia szczepionki. Sprawstwo rozlewa się na wiele dezinformujących przekazów, a ich autorzy nie działają wspólnie i w porozumieniu. To również kwestia aktywności użytkowników internetu, którzy swoimi komentarzami i reakcjami podbijają antynaukowe treści. „W sumie” mogą powodować zagrożenie dla zdrowia ludzi, jednak kodeks karny nie pozwala tak łatwo zsumować działań indywidualnych podmiotów. Bardziej sensowna jest więc kryminalizacja samego rozpowszechniania dezinformujących treści, bez względu na skutki, do jakich doprowadzają.
Analizując zasadność kryminalizacji medycznych fejków zadajemy pytanie, czy ściganie indywidualnych użytkowników ma sens w kontekście możliwej odpowiedzialności wielkich platform za zapobieganie dezinformacji. Prawo karne powinno wchodzić w grę na samym końcu, gdy inne mechanizmy zawiodą lub okażą się niewystarczające. Uwzględniamy ryzyka związane z efektem mrożącym penalizacji dezinformacji (chilling effect). Zbyt radykalna penalizacja „słowa” może odnieść efekt przeciwny do zamierzonego. Paradoksalnie, ściganie internetowego guru za popełnienie przestępstwa przyczyni się do jeszcze większego wyeksponowania szerzonych przez niego idei, a „wyznawcy” zaczną uznawać go za męczennika dobrej sprawy. Odnotowujemy też problemy definicyjne dotyczące określenia, co powinno być uznane za karalnego fejka. Niełatwo odróżnić karygodnego fake-newsa od uprawnionego informowania opinii publicznej nawet o niepopularnych treściach, w ramach wolności słowa.