Ewa Szadkowska: Sędzia na telefon 2.0

Przy okazji afery wokół Tomasza Szmydta dowiedzieliśmy się, jak znajduje się najlepszych kandydatów do pracy w biurze KRS.

Publikacja: 22.05.2024 04:31

Ewa Szadkowska: Sędzia na telefon 2.0

Foto: Adobe Stock

Tomasz Szmydt? To ktoś, kogo, jak wiemy, nikt w sumie za dobrze nie znał, jak już znał, to pobieżnie, jak współpracował z nim, to okazjonalnie i zachowując dystans, a jak zatrudnił – to w zasadzie nie z własnej woli, tylko dlatego, że musiał. Wszyscy, którzy w ostatnich latach przyłożyli rękę do rozwoju kariery byłego już sędziego, szukającego dziś szczęścia i nowych wyzwań na Białorusi, przekonują, że ktoś im go podsunął.

Łukasz Piebiak, były wiceminister sprawiedliwości, wyraził przekonanie, że Szmydta do resortu „sprytnie podstawiono i na bieżąco zadaniowano”.

Czytaj więcej

Dawid Kulpa: Szmydt i efekt Lucyfera

Bardziej konkretny był Leszek Mazur, który w 2018 r. stanął na czele Krajowej Rady Sądownictwa sformułowanej już po nastaniu rządów tzw. dobrej zmiany. Otóż, jak na łamach „Rzeczpospolitej” relacjonował pan sędzia, niemrawo szła mu obsada dwóch stanowisk: szefa biura i szefa wydziału prawnego KRS. Rozglądał się uważnie po Częstochowie, gdzie orzekał, ale bez sukcesu. Aż tu zadzwonił wiceminister Piebiak. „Zapytał mnie wprost, czy ja mam swoją kandydaturę na szefa biura Rady. Powiedziałem, że szukam, ale warszawskiego środowiska za bardzo nie znam. Jestem spoza Warszawy. (…) Powiedział, że ma takiego człowieka, bardzo dobrego kandydata z Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie z doświadczeniem administracyjnym. Podał imię i nazwisko, numer telefonu” – opowiadał Mazur. Szmydt piorunującego wrażenia na nim nie zrobił, bo ostatecznie nie został szefem biura i musiał zadowolić się „tylko” posadą w wydziale prawnym Rady.

Komentatorzy słów Mazura skupili się na tym, kto do przewodniczącego Rady zadzwonił. Najwyraźniej tylko mnie oburzyło, że w ogóle zadzwonił, a szef KRS opowiedział o tym jak o najnormalniejszej rzeczy na świecie.

Tak oto dowiedzieliśmy się, jak wygląda nabór na kierownicze stanowiska w biurze obsługującym konstytucyjny organ, jakim bądź co bądź jest KRS. Otóż w pierwszym rzucie trzeba się dobrze rozejrzeć wśród znajomych. A jak nikt z nich nie ma ochoty na fuchę, warto poczekać na telefon z ministerstwa. Że niby można by jakiś konkurs rozpisać? Bez przesady, to ścieżka uruchamiana, gdy szuka się asystenta sędziego.

Zapraszam do lektury najnowszego wydania „Rzeczy o prawie”.

Tomasz Szmydt? To ktoś, kogo, jak wiemy, nikt w sumie za dobrze nie znał, jak już znał, to pobieżnie, jak współpracował z nim, to okazjonalnie i zachowując dystans, a jak zatrudnił – to w zasadzie nie z własnej woli, tylko dlatego, że musiał. Wszyscy, którzy w ostatnich latach przyłożyli rękę do rozwoju kariery byłego już sędziego, szukającego dziś szczęścia i nowych wyzwań na Białorusi, przekonują, że ktoś im go podsunął.

Pozostało 80% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Pragmatyczna krótka pamięć
Rzecz o prawie
Łukasz Wydra: Teoria salda lepsza od dwóch kondykcji
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe tylko z nazwy
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Aplikacja rozczarowuje
Rzecz o prawie
Konrad Burdziak: Czy lekarze mogą zaufać wytycznym w sprawach aborcji?