Mikołaj Małecki: Andrzej Duda też chciał złagodzić prawo aborcyjne

To dziwne, że w obecnej sytuacji prezydent nie domaga się uczynienia jego projektu z 2020 r. przedmiotem debaty parlamentarnej. Warto odkurzyć tamtą propozycję złagodzenia prawa aborcyjnego i nadać jej formalny bieg.

Publikacja: 24.04.2024 04:31

Mikołaj Małecki: Andrzej Duda też chciał złagodzić prawo aborcyjne

Foto: Adobe Stock

Sejm pracuje nad projektami zmian w prawie do aborcji (druki nr 176, 177, 223, 224). Nadzwyczajna komisja powołana specjalnie w tym celu ma się zająć projektowanymi przepisami. Nie ma zgody co do ostatecznego kształtu nowelizacji: czy dopuszczać aborcję do dwunastego tygodnia ciąży bez żadnych ograniczeń, czy przywrócić przesłankę embriopatologiczną, usuniętą w wyniku niekonstytucyjnych działań tzw. trybunału, czy może jedynie depenalizować pomocnictwo w przerwaniu ciąży określone w kodeksie karnym.

Do Sejmu wpłynęły ekspertyzy, które nie pozwalają na sformułowanie jednoznacznych wniosków odnośnie do akceptowalnego konstytucyjnie kierunku zmian. Wszystko wskazuje na to, że finalna ustawa rodzić się będzie w atmosferze politycznych sporów. Przerywanie ciąży to niezwykle wrażliwa materia, którą łatwo dzielić społeczeństwo. Zbyt długo – bo aż przez osiem lat między 2015 a 2023 r. – prawo było tworzone w atmosferze nagonki i sztucznie podsycanych podziałów.

Czytaj więcej

Karać czy nie karać za pomoc w usunięciu ciąży? Prawnicy o aborcji

Co konkretnie proponował prezydent

Nie można zapominać o jeszcze jednym aktorze procesu legislacyjnego, który z własnej inicjatywy włączył się w dyskusję o przesłankach dopuszczalnej aborcji. To prezydent Andrzej Duda, który tuż po decyzji tzw. trybunału konstytucyjnego optował za liberalizacją prawa aborcyjnego. Prezydent złożył w Sejmie projekt własnej ustawy o zmianie ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Projekt wpłynął do Sejmu 30 października 2020 r. (druk nr 727, Sejm IX kadencji). Po skierowaniu przedłożenia do pierwszego czytania w Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka oraz Komisji Zdrowia, ślad po nim zaginął.

Zgodnie z propozycją Andrzeja Dudy przerwanie ciąży miałoby być dozwolone, gdy „badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na wysokie prawdopodobieństwo, że dziecko urodzi się martwe albo obarczone nieuleczalną chorobą lub wadą, prowadzącą niechybnie i bezpośrednio do śmierci dziecka, bez względu na zastosowane działania terapeutyczne”.

Nowa przesłanka przypominałaby więc derogowaną przesłankę embriopatologiczną, ograniczając jednak dozwoloną aborcję to tzw. wad letalnych płodu. Takie ujęcie przepisu „ogranicza zastosowanie tej przesłanki przerwania ciąży do sytuacji, gdy wady rozwojowe płodu, stwierdzone w wyniku badań prenatalnych lub na podstawie innych przesłanek medycznych, są tego rodzaju, że nawet jeżeli dojdzie do urodzenia żywego dziecka, to niezależnie od prowadzonej terapii ono niechybnie umrze, a choroba lub wada obarczające dziecko przy urodzeniu stanowić będzie bezpośrednią (a nie wywołującą przyczyny wtórne) przyczynę jego śmierci. Oznacza to pełną ochronę życia dzieci, których choroby lub wady, np. serca, po wykonanej zgodnie z aktualną wiedzą medyczną korekcji, nie są letalne” – czytamy w uzasadnieniu projektu.

Prezydent dodaje: „W sytuacji gdy aktualna wiedza medyczna nie daje nadziei, to kobieta, kierując się własnym sumieniem i wyznawanymi wartościami i mając zapewnioną profesjonalną pomoc lekarską, powinna móc podjąć decyzję o donoszeniu ciąży bądź jej przerwaniu, jeżeli donoszenie ciąży jest ponad jej siły”.

To dziwne, że w aktualnej sytuacji Andrzej Duda nie domaga się uczynienia jego projektu przedmiotem debaty parlamentarnej. Warto odkurzyć propozycję prezydenta i nadać jej formalny bieg. Przede wszystkim należy przypomnieć głowie państwa o jego własnej inicjatywie. Jest ona jednoznacznym sygnałem, w jakim kierunku powinno zmierzać ustawodawstwo: jest to kierunek łagodzenia, nie zaś dalszego zaostrzania przesłanek aborcyjnych. Siłą rzeczy prezydent stoi więc po stronie wszystkich ugrupowań, których celem jest złagodzenie prawa do przerywania ciąży.

Lepsze coś niż nic

Jest bardzo mała szansa, że Andrzej Duda podpisze ustawę liberalizującą prawo aborcyjne, jeśli wyjdzie ona z parlamentu w aktualnie procedowanym kształcie. Można chyba jednak zaryzykować tezę, że prezydent powinien podpisać ustawę w brzmieniu zaproponowanym przez samego siebie. Lepsze coś niż nic. W aktualnej sytuacji prawnej każda zmiana liberalizująca przesłanki dopuszczalnej aborcji jest działaniem na rzecz ochrony podstawowych praw i wolności obywatelskich. Drakońskie przepisy ustanowione metodą faktów dokonanych istotnie wpływają na granice dozwolonej aborcji. Każda nowelizacja odwracająca, przynajmniej po części, skutki nieistniejącego wyroku pseudotrybunału jest lepsza niż brak jakichkolwiek zmian. To rozwiązanie przejściowe, które może być modyfikowane kolejnymi zmianami po zbliżających się wyborach prezydenckich.

Polityczna pułapka

Swoiste zmuszenie prezydenta Andrzeja Dudy do podpisania swojej własnej ustawy wydaje się mieć więcej plusów niż minusów również ze względów politycznych. Prezydent przychylny byłej partii sprawującej władzę, liberalizujący prawo aborcyjne ręka w rękę z koalicją 15 października, może zszokować konserwatywny elektorat. To zaś może doprowadzić do dalszej erozji w szeregach aktualnej opozycji. Wolta Andrzeja Dudy pogłębi niespójności w przekazie Zjednoczonej Prawicy. W perspektywie zbliżających się wyborów prezydenckich byłby to argument na rzecz dalszego liberalizowania przepisów: trzeba to zrobić, skoro nawet Andrzej Duda był za liberalizacją przesłanek aborcyjnych.

Formacje wspierające demokratyczne przemiany w Polsce należy zachęcić do uważnego przemyślenia taktyki, by debata aborcyjna nie stała się pretekstem do podziałów i kłótni. Może więc warto uchwalić jak najszybciej przepis zaproponowany przez Andrzeja Dudę, a potem na spokojnie pracować nad rozwiązaniami systemowymi, które wymagają czasu.

Kompleksowe zmiany w prawie mogłyby wejść w życie za kilkanaście miesięcy. Dziś należy robić wszystko, by przynajmniej po części osiągnąć istotny cel inicjatyw ustawodawczych zmierzających do poszerzenia przesłanek usprawiedliwionej aborcji. Jednocześnie warto wciągnąć do gry Andrzeja Dudę, zanim ten, tak czy inaczej, wyrzuci do kosza ustawę uchwaloną w atmosferze wewnętrznych sporów wśród koalicjantów.

Autor jest doktorem habilitowanym, wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego, prowadzi portal DogmatyKarnisty.pl

Sejm pracuje nad projektami zmian w prawie do aborcji (druki nr 176, 177, 223, 224). Nadzwyczajna komisja powołana specjalnie w tym celu ma się zająć projektowanymi przepisami. Nie ma zgody co do ostatecznego kształtu nowelizacji: czy dopuszczać aborcję do dwunastego tygodnia ciąży bez żadnych ograniczeń, czy przywrócić przesłankę embriopatologiczną, usuniętą w wyniku niekonstytucyjnych działań tzw. trybunału, czy może jedynie depenalizować pomocnictwo w przerwaniu ciąży określone w kodeksie karnym.

Do Sejmu wpłynęły ekspertyzy, które nie pozwalają na sformułowanie jednoznacznych wniosków odnośnie do akceptowalnego konstytucyjnie kierunku zmian. Wszystko wskazuje na to, że finalna ustawa rodzić się będzie w atmosferze politycznych sporów. Przerywanie ciąży to niezwykle wrażliwa materia, którą łatwo dzielić społeczeństwo. Zbyt długo – bo aż przez osiem lat między 2015 a 2023 r. – prawo było tworzone w atmosferze nagonki i sztucznie podsycanych podziałów.

Pozostało 85% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?