Kiedy wydaje ci się, że nic cię już nie zdziwi, to masz rację. Wydaje ci się.
Taka oto myśl przyszła mi do głowy, kiedy kilkanaście dni temu przeczytałem interpelację pana posła Sebastiana Kalety, skierowaną do ministra finansów i ministra sprawiedliwości, dotyczącą, o ironio, komorników sądowych. Pan poseł był łaskaw wyrazić zainteresowanie liczbą powołań komorników w ostatnich dziewięciu latach, „obciążeniami zadań komorniczych” (cokolwiek to znaczy) oraz przeciętnymi zarobkami komorników.Wniósł także o udostępnienie informacji o sytuacji tego zawodu. Na koniec, skądinąd słusznie, zauważył, że „jest to istotna kwestia dla prawidłowego funkcjonowania systemu sprawiedliwości oraz dla zapewnienia obywatelom odpowiedniej ochrony prawnej”.
Czytaj więcej
O mały włos, a byłbym jedynym ukaranym za wybory kopertowe.
Zapytacie: co w tym dziwnego? Ano to, że pan poseł w latach 2019–2023 był sekretarzem stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, gdzie odpowiadał, między innymi właśnie za komorników sądowych. Co więcej, środowisko polityczne pana posła odpowiada za jeden z największych bubli legislacyjnych ostatnich lat, czyli ustawę o komornikach sądowych, wprowadzoną w życie w roku 2019.
A już troska pana posła o liczbę powołań komorników, która, nawiasem mówiąc, nie ma nic wspólnego (i troska, i liczba powołań) ze zdrowym rozsądkiem, jest wręcz ujmująca. To właśnie ustawa uchwalona przez Zjednoczoną Prawicę wprowadziła bowiem jeden z najbardziej absurdalnych przepisów, z jakimi się spotkałem w swojej karierze prawniczej, a trwa ona, o zgrozo, już ponad ćwierć wieku.