Robert Damski: Historia jednego tweeta

O mały włos, a byłbym jedynym ukaranym za wybory kopertowe.

Publikacja: 21.02.2024 02:00

Robert Damski: Historia jednego tweeta

Foto: Adobe Stock

Od ponad jedenastu lat prowadzę konto na portalu X (dawniej Twitter). Jako że konto jest obserwowane przez wielu dziennikarzy i ludzi związanych z mediami, o niektóre posty jestem pytany w rozmowach indywidualnych, a rezultatem tychże są niekiedy materiały, które ukazują się potem w prasie, internecie, a niekiedy w radio czy telewizji.

Dodam, że ta moja aktywność czasami prowadzi do niespodziewanych sytuacji, a w jednym przypadku zaprowadziła mnie przed oblicze Sądu Apelacyjnego w Gdańsku.

Czytaj więcej

Robert Damski: Immunitet egzekucyjny, czyli kto może parkować gdzie chce

Pod koniec kwietnia 2020 r., kiedy cały ówczesny rząd tłumaczył, jakim doskonałym pomysłem są wybory korespondencyjne, zwane też kopertowymi, popełniłem na Twitterze wpis, który był rezultatem moich codziennych obserwacji, czynionych w moim rewirze. Trzeba zaznaczyć, że jednym z mniej znanych obszarów działalności komorników sądowych jest dostarczanie korespondencji, na przykład pozwów. Zdarza się również, że jeśli dłużnika nie ma w domu, komornik zostawia w jego skrzynce pocztowej wezwanie do kancelarii. Dlatego czułem się „upoważniony” do podzielenia się z internautami moim przemyśleniem.

A brzmiało ono tak: „Podziwiam optymizm pana Sasina. W moim rewirze ok. 15 proc. dłużników nie ma skrzynek pocztowych, a ok. 30 proc. nie jest zameldowanych w miejscu zamieszkania. Ale co może wiedzieć powiatowy komornik...” Wpis spotkał się z bardzo żywym odzewem wśród użytkowników portalu, a jednym z nich był redaktor pewnej komercyjnej stacji telewizyjnej. Nie będę wymieniał nazwy, ale fakty są takie, że nie mogę czarno na białym napisać, w jakim programie się wypowiedziałem, ale to nie jest najważniejsze.

Wypowiedź dotyczyła w skrócie moich doświadczeń zawodowych w kontekście posiadania, a właściwie nieposiadania przez mieszkańców mojego rewiru skrzynek pocztowych i związanych z tym przemyśleń o potencjalnych problemach z ewentualnymi wyborami korespondencyjnymi. W trakcie wywiadu pozwoliłem sobie na stwierdzenie, iż „nie wyobrażam sobie, żeby pakiet wyborczy zostawić w płocie”, tak jak i ja nie pozostawiam w ten sposób korespondencji zawierającej dane wrażliwe.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy kilka tygodni później otrzymałem informację, że rzecznik dyscyplinarny skierował przeciwko mnie wniosek do Komisji Dyscyplinarnej przy Krajowej Radzie Komorniczej, zarzucając, że złamałem kodeks etyki, ponieważ wypowiedziałem się w mediach mimo braku uprawnień do „informowania w środkach masowego przekazu lub w innej formie o działalności zawodowej komornika oraz samorządu komorniczego”. I zażądał dla mnie kary finansowej.

Jako że moja wypowiedź nie dotyczyła żadnej ze spraw przeze mnie prowadzonych, ani też związanych z wykonywanym zawodem kwestii proceduralnych czy też spraw samorządowych, jak się zresztą spodziewałem, Komisja uniewinniła mnie na pierwszym posiedzeniu.

To, czego się nie spodziewałem, to złożenia przez rzecznika odwołania do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, w którym sam rzecznik co prawda się nie stawił, za to sąd „postawił się” rzecznikowi i rozbił w pył jego argumentację, zaznaczając, że nie może być mowy o jakimkolwiek naruszeniu przeze mnie kodeksu etyki lub jakiegokolwiek innego przepisu.

I tak o mały włos, a zostałbym jedyną osobą ukaraną w związku z wyborami kopertowymi.

A dlaczego o tym piszę? Bo uważam, że każdy ma prawo wypowiadać się w swoim imieniu, oczywiście dopóki nikogo nie obraża.

Ale to już temat na zupełnie inny tekst.

Autor jest komornikiem sądowym w Lipnie

Od ponad jedenastu lat prowadzę konto na portalu X (dawniej Twitter). Jako że konto jest obserwowane przez wielu dziennikarzy i ludzi związanych z mediami, o niektóre posty jestem pytany w rozmowach indywidualnych, a rezultatem tychże są niekiedy materiały, które ukazują się potem w prasie, internecie, a niekiedy w radio czy telewizji.

Dodam, że ta moja aktywność czasami prowadzi do niespodziewanych sytuacji, a w jednym przypadku zaprowadziła mnie przed oblicze Sądu Apelacyjnego w Gdańsku.

Pozostało 87% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian