Wbrew mnożonym obawom, że w czasie wyborów może dochodzić do zatorów w przekazywaniu wyników głosowania, odbyły się one sprawnie mimo rekordowej frekwencji. Świadczy o tym także stosunkowo niska liczba protestów wyborczych i referendalnych.
Konstytucja gwarantuje wyborcy prawo zgłoszenia do Sądu Najwyższego protestu przeciwko ważności wyborów do Sejmu, Senatu, Prezydenta RP. Po ich rozpoznaniu SN orzeka o ważności wyboru tych organów państwa, jak też referendum. Ten sprawdzający się w Polsce od ponad 30 lat system kontroli sądowej przebiegu wyborów może się już wylegitymować znacznym orzecznictwem i doświadczeniem.
Czytaj więcej
Mimo niewiążącego prawnie referendum wielu obywateli zapewne poczuło znaczenie tej formy wpływania na polityczne rozwiązania. Władza parlamentarno-rządowa musi się z tym liczyć.
Dobrze też, że prezes Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, która rozpatruje protesty i orzeka w kwestii ważności wyborów i referendum, wystąpiła do siedmioosobowego składu tej Izby, aby przesądził, jak SN ma postępować z protestami mającymi tzw. braki formalne, czyli np. bez podpisu czy podania adresu składającego protest. Czy w takich wypadkach sąd nie powinien korzystać ze stosowanego w sądach cywilnych postępowania naprawczego, polegającego na tym, że wzywa składającego pismo do uzupełnienia takich braków pod rygorem zwrotu protestu?
Można by powiedzieć, że jeśli składający pozew z reklamacją lodówki zostaje pouczony o brakach jego pisma procesowego, to dlaczego nie pouczać składającego protest wyborczy?