Nadia Senkowska: Trudna walka z mową nienawiści w internecie

Agresywne komentarze w przestrzeni wirtualnej powinny być zwalczane tak samo jak te w świecie realnym. Problemem okazują się jednak niedoskonałe przepisy.

Publikacja: 10.01.2023 02:00

Nadia Senkowska: Trudna walka z mową nienawiści w internecie

Foto: AdobeStock

Poziom agresji na internetowych forach i liczba komentarzy – pisanych często z kont z danymi i zdjęciami konkretnej osoby – pokazują, jak powszechne jest przekonanie o bezkarności hejterów. Teoretycznie za słowa, także te padające w świecie wirtualnym, każdy może zostać pociągnięty do odpowiedzialności, droga do tego bywa jednak niełatwa i wymaga determinacji poszkodowanych.

Tylko uzasadniona obawa

To, co potocznie nazywa się mową nienawiści, może podlegać karze przewidzianej przez art. 256 i 257 kodeksu karnego. Wskazano w nich sankcje za publiczne znieważanie pojedynczych osób lub grup ludzi z powodu ich przynależności narodowej, etnicznej, rasowej czy wyznaniowej. Przestępstwem jest też samo nawoływanie do takich czynów. Czyny te są ścigane z urzędu.

Czytaj więcej

Mowa nienawiści: kogo kochać, a kogo nie

Z kolei art. 212 i 216 k.k. penalizują zniesławianie i publiczne znieważanie (co istotne, ściganie tych przestępstw odbywa się z oskarżenia prywatnego).

Z internetowym hejtem walczy coraz więcej osób publicznych. Niektóre reagują dopiero kiedy zaczynają się naprawdę bać. W listopadzie dziennikarka Agnieszka Gozdyra poinformowała o wymierzeniu przez sąd kary dwóch lat ograniczenia wolności mężczyźnie, który straszył ją w internetowym wpisie. Kara wymierzona została na podstawie art. 190 k.k. mówiącego o stosowaniu gróźb karalnych, które wzbudzają w ich adresacie „uzasadnioną obawę”, że zostaną spełnione. Nie sposób jednak jednoznacznie stwierdzić, czy słowna agresja w sieci przełoży się na czyny – autora wpisu czy ludzi, którzy przeczytali to, co opublikował.

– Podstawowym problemem, z jakim się borykamy, jest to, że organy ścigania nie kwalifikują mowy nienawiści online prawidłowo. Jeśli odnosi się ona do grup narodowościowych – a dzisiaj jest to częsta sytuacja – powinna być traktowana jako przestępstwo ścigane z urzędu, a nie jako pojedyncze znieważenie, ścigane co najwyżej z oskarżenia prywatnego – tłumaczy adwokat Anna Mazurczak, specjalistka od prawa antydyskryminacyjnego.

Płotki w sądzie

Ekspertka, która w sprawach mowy nienawiści online reprezentuje europosłankę Różę Thun, dodaje, że kolejnym problemem jest powolne działanie organów ścigania.

– Nawet jeśli wszczynają postępowania i ustalają sprawców czynów, to postępowania trwają tak długo, że dane retencyjne albo te gromadzone przez portale społecznościowe nie są już dostępne – wskazuje.

Mecenas Mazurczak zwraca uwagę na zaniechania, które czynią ściganie tego typu przestępstw mało skutecznymi. Jej zdaniem np. w trakcie oczekiwania na dane od dostawców należałoby podejmować inne czynności dowodowe, takie jak zatrzymanie sprzętu czy weryfikowanie tożsamości osób zostawiających w wirtualnej przestrzeni nienawistne wpisy.

– Sprawcy, którzy trafiają do sądu, to płotki. Zazwyczaj łatwo ich zidentyfikować, są bardzo młodzi albo chorujący psychicznie – mówi Anna Mazurczak. – A odpowiedzialność karną powinny ponosić osoby, które świadomie, konsekwentnie i wielokrotnie szerzą mowę nienawiści online. W tej chwili niestety mam poczucie, że w Polsce jest bezkarna – ocenia.

Ekspertka podkreśla, że na etapie weryfikowania treści wpisów nie da się przesądzić, na ile realne są groźby w nich zawarte. Dlatego tak ważne jest zbudowanie systemu ochrony przed mową nienawiści względem wszystkich mniejszości.

– Ta ścigana z urzędu nie uwzględnia przesłanek takich jak niepełnosprawność czy orientacja seksualna. To ogromna luka w przepisach– przypomina mec. Mazurczak.

Ścigać z urzędu

W jej ocenie sytuacja w Polsce pogarsza się od kilku lat.

– Do 2015 r. miałam poczucie, że dla policji i prokuratury, ministra sprawiedliwości i ministra spraw wewnętrznych walka z przestępstwami motywowanymi nienawiścią jest priorytetem. Teraz nie widzę z ich strony dobrej woli – konkluduje.

O formułowanym przy różnych okazjach postulacie zmiany art. 119 § 1, art. 256 § 1 i art. 257 k.k. przypomina Arkadiusz Baran, adwokat z kancelarii Traple Konarski Podrecki i Wspólnicy.

– Tak aby przestępstwa motywowane uprzedzeniami innymi niż rasa, pochodzenie narodowe lub etniczne, wyznanie i bezwyznaniowość były ścigane z urzędu i karane. Chodzi np. o te ze względu na niepełnosprawność, wiek, orientację seksualną i tożsamość płciową – wskazuje.

– Warto wprowadzić do ustawodawstwa definicję prawną mowy nienawiści, dzięki czemu zarówno organy ścigania, jaki i sądy łatwiej mogłyby identyfikować dany czyn właśnie jako mowę nienawiści – ocenia adwokat.

Poziom agresji na internetowych forach i liczba komentarzy – pisanych często z kont z danymi i zdjęciami konkretnej osoby – pokazują, jak powszechne jest przekonanie o bezkarności hejterów. Teoretycznie za słowa, także te padające w świecie wirtualnym, każdy może zostać pociągnięty do odpowiedzialności, droga do tego bywa jednak niełatwa i wymaga determinacji poszkodowanych.

Tylko uzasadniona obawa

Pozostało 91% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?