Wreszcie z należytą troską zajęto się absolwentami prawa, poprawiając głośny program „Pierwsza praca". Niekoniecznie tylko przewidziano skutki i konsekwencje aktualnej wersji ustawy o sądach pokoju.
Prace nad tą ustawą bardzo się zaktywizowały. Pomimo wielu jej wad i niedoskonałości.
Sam pomysł powołania sędziów pokoju to ani nic nowego, ani nic kontrowersyjnego. Pochodzą z międzywojnia. W historii prawa nie tylko sędziowie uczestniczyli w orzekaniu o różnych sprawach. Wymienić można oficerów wojska mianowanych asesorami (z tym że nie byli to asesorzy w rozumieniu asesorów sądowych), członków sądów społecznych, członków państwowych komisji arbitrażowych, sędziów obywatelskich, sędziów pokoju, przysięgłych, członków kolegiów do spraw wykroczeń czy sędziów handlowych). Obecnie orzekają także członkowie Krajowej Izby Odwoławczej i samorządowych kolegiów odwoławczych. Aktualnie w sądach oprócz sędziów orzeczenia wydają asesorzy czy referendarze sądowi.
Kandydat na kandydata
Sędziowie pokoju mieliby być powoływani na kadencję – zupełnie jak obecnie asesorzy w sądach administracyjnych. Słowem, żadna nowość. Powrotem do regulacji międzywojnia miałby być wybór sędziów pokoju w wyborach powszechnych. Ustawę napisano jednak w ten sposób, że wbrew medialnym hasłom, nie dotyczy ona wyboru sędziów pokoju w wyborach powszechnych, ale wyboru kandydatów na kandydatów na sędziów pokoju. Ci bowiem, którzy mieliby być wybrani, nie zostaną z automatu sędziami pokoju, ale dopiero będą poddawani weryfikacji przed Krajową Radą Sądownictwa i procedurze nominacji przez Prezydenta RP. W konsekwencji kandydat, który zostałby wskazany przez wyborców, bynajmniej nie musiałby zostać sędzią pokoju. Pieniądze i energia w gwizdek. Mogłoby oczywiście być inaczej, wcześniej KRS weryfikowałaby kandydatów i dopuszczała do wyborów tylko tych bardzo dobrych, co z kolei wpływałoby na to, że kandydat, który wygrał wybory, zyskałby pewność przedstawienia do nominacji Prezydentowi RP. Mogłoby tak być, ale nie jest. Warto dodać, że projekt co prawda nie przewiduje, co będzie, gdy KRS uzna, że wygrany kandydat nie spełnia jej oczekiwań, ale łatwo się domyślić, że będziemy wybierać do skutku. Ot, takie tam poprawianie błędów demokracji według klucza kompetencji.
Same wymagania stawiane sędziom pokoju są zatrważająco niskie, napisane jakby dla umożliwienia pierwszej samodzielnej pracy asystentom sędziów (nie mylić z asesorami sądowymi). Niestety tłumaczenie, że sędziowie pokoju zajmowaliby się sprawami „prostymi", jest złudne. To nie wartość przedmiotu sporu czy zagrożenie karą decydują bowiem o skomplikowaniu bądź nie sprawy. Zresztą, jeżeli ktoś decyduje się na drogę sądową, to dla niego sprawa ma już charakter istotny. Przeżywa ją, chce wygrać i dowieść swojej racji. Takie sprawy – jak i żadne inne – nie mogą być polem do nauki dla osób zdobywających doświadczenie w swojej pierwszej samodzielnej pracy.