Stojący na czele obozu samodefiniującego się jako „pokojowy” (béke párti) węgierski jedynowładca Viktor Orbán, urodzony napastnik, znowu zagrzewa do walki. Nie tylko z rozproszoną i słabą opozycją, definiowaną przez tamtejszy rząd jako „obóz wojny”, gotowy pomagać Ukrainie oraz przekazywać jej pieniądze i broń, a nawet „naszych chłopaków”.
Tym razem, nadal rządząc dekretami wprowadzonymi w okresie pandemii, a utrzymanymi „ze względu na wojnę”, premier Węgier proponuje nowe fronty walki. We wpisie na Facebooku sięga po ulubioną terminologię piłkarską: „Narodowe konsultacje, wybory do Parlamentu Europejskiego i samorządowe: my zajmujemy całe boisko, oni się bronią”.
Czytaj więcej
Unia Europejska powinna najpierw podpisać partnerstwo strategiczne z Ukrainą, zamiast rozpoczynać rozmowy o członkostwie Ukrainy w UE - oświadczył Viktor Orban, premier Węgier, na antenie węgierskiego radia.
Znowu klasyczny orbánowski chwyt – wyrazisty podział na my i oni oraz niemniej wyraziste kreowanie obozu przeciwnika, a nawet wroga w zdominowanych przez rząd mediach.
Gwizdek z Brukseli
W ramach przygotowań do kolejnych już „narodowych konsultacji”, czyli narzędzia stosowanego do podsuwania potencjalnym wyborcom pożądanych przez rząd treści, co wybitny politolog András Körösényi nazywa „demokracją plebiscytową”, gabinet Orbána raz jeszcze uruchomił w całym kraju akcję plakatową. Najgłośniejszy z nich przedstawia szefową Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen oraz Alexa Sorosa, syna multimiliardera wywodzącego się z Węgier, George’a Sorosa, którego od lat w rządowej propagandzie maluje się jako wcielenie wszelkiego zła. To o jego wpływy i „liberalne miazmaty” rząd chce pytać obywateli, mając na myśli migrantów, osoby LGBTQ i wszelkich „liberniaków”, za którymi stoi kolejne zło w postaci Unii Europejskiej. Napis na tym billboardzie jest jednoznaczny: „Nie będziemy tańczyć tak, jak nam zagwiżdże Bruksela”.