Nie trzeba było długo czekać. Ci sami politycy, którzy dopiero co obiecywali podwyżki, straszą rzekomą dziurą budżetową. Członkowie przyszłej koalicji ostrzegają, że finanse publiczne są w opłakanym stanie i musimy się przygotować na trudne reformy. „PiS to oszuści: ukrywali przed wyborami, że w tegorocznym budżecie jest gigantyczna dziura Morawieckiego” – napisała Izabela Leszczyna, posłanka i ekspertka finansowa Koalicji Obywatelskiej. Ciekawe, że o takowej dziurze politycy nie wspominali przed wyborami. Zatem, czy rzeczywiście chodzi o troskę o budżet, czy też o realizację politycznych dogmatów?
Zadłużenie było znane
Planowany deficyt na 2023 rok jest znany i rzeczywiście jest duży. Górny limit wydatków wynosi 693,4 mld zł, a dochody – 601,4 mld zł. A to oznacza, że różnica wynosi 92 mld zł. Od stycznia do września tego roku dochody państwa wyniosły 418 mld zł, a wydatki 452 mld zł. Czyli deficyt wynosi na dzisiaj 34 mld zł. To stanowi niewiele ponad jedną trzecią dopuszczalnego maksymalnego deficytu w roku. Eksperci z Polskiej Sieci Ekonomii (PLSE) wskazują, że nie ma w tych liczbach ani sensacji, ani tym bardziej żadnej dziury.
Czytaj więcej
PiS ewidentnie nie był przygotowany na taką przegraną - mówił w rozmowie z TVN24 poseł Polski 2050, Ryszard Petru, komentując wynik wyborów z 15 października.
To samo tyczy się publicznego zadłużenia pozabudżetowego. Wiedza na jego temat jest również jawna. Rozlicza nas z raportowania tego Komisja Europejska, która sama regularnie publikuje te dane za pomocą Eurostatu. Można różnić się co do oceny, czy takie zadłużenie jest słuszne i bezpieczne, ale o jego ukrywaniu nie ma mowy.
„Jako środowisko naukowe badań nad gospodarką jednoznacznie zaprzeczamy opiniom o fatalnym stanie polskiego budżetu i konieczności rezygnacji z obiecanych inwestycji i wydatków publicznych. Straszenie »ukrytą dziurą budżetową« nie ma uzasadnienia ani w teorii, ani w rzeczywistości gospodarczej” – piszą w liście otwartym polscy ekonomiści z PLSE.