Porównując wyniki Komitetu Wyborczego SLD z 2019 r. oraz KW Nowa Lewica z tegorocznych wyborów do Sejmu, z łatwością możemy dostrzec skalę porażki. Strata ponad 460 tys. głosów, blisko 4 pkt proc. poparcia, 23 mandatów w Sejmie wymaga krytycznej analizy tego, co dokładnie się stało nie tylko w ostatnich miesiącach kampanii wyborczej, ale w całej mijającej kadencji.
Na początku kampanii Nowa Lewica szła własną drogą...
Cofnijmy się do przełomu kwietnia i maja 2021 r. Lewica jako jedyna siła polityczna zgłasza rządowi Mateusza Morawieckiego swoje uwagi do Krajowego Planu Odbudowy. Wpisuje w nich m.in. budowę mieszkań oraz szpitali w ramach przygotowywanego przez Unię Europejską megapakietu po pandemii koronawirusa. Politycy PO oraz sprzyjający im dziennikarze zarzucają Lewicy zdradę, kolaborację z PiS, w studiach telewizyjnych i radiowych mówią rzeczy zwyczajnie nieprawdziwe. Dla przykładu dziennikarka Magdalena Rigamonti twierdziła, że Lewica w ramach szerszego dealu z PiS rzekomo poprze Bartłomieja Wróblewskiego na stanowisko rzecznika praw obywatelskich. Nic z tych rzeczy nie ma miejsca.
Czytaj więcej
Słaby wynik działaczy spod szyldu SLD to sygnał, że po lewej stronie rozpoczął się nowy etap.
Lewica przetrwała ten atak, zaliczyła drobny spadek poparcia, ale wyszła obronną ręką z tego sporu. Swoim zachowaniem zaznaczyła nie tylko odrębność od PO, ale także udowodniła, że jako nieliczna rozumie zasady funkcjonowania UE. Dla doraźnych celów politycznych nie ryzykowała blokady pomocy dla europejskiego południa dotkliwie poobijanego przez pandemię.
W ciągu nadchodzących miesięcy PO zalicza olbrzymi spadek poparcia w sondażach. By ratować partię, do polskiej polityki wraca Donald Tusk, zastępując Borysa Budkę. Lewica zmienia strategię. Po spotkaniu Czarzasty–Tusk zorganizowanym z inicjatywy Aleksandra Kwaśniewskiego następuje reset relacji między liderami NL i PO. Lewica raz po raz zapewnia o swej gotowości do rozmów dotyczących wspólnej listy i schodzi z linii strzału Tuska.