W odstępie zaledwie kilkunastu dni swą premierę miały dwa filmy. W Polsce – dokument „Bagno” Mariusza Zielkego, a w Stanach Zjednoczonych – oparty na prawdziwych zdarzeniach film „Sound of Freedom”. Oba opowiadają o procederze pedofilii, oba, pomimo braku wsparcia ze strony dużych koncernów medialnych, odbiły się szerokim echem. Najciekawszą koincydencją jest jednak to, że obie te produkcje opowiadają o wykorzystywaniu seksualnym nieletnich na ogromną skalę, a następnie tuszowaniu tej zbrodni poza Kościołem. Jak dotąd byliśmy oswajani z prostym utożsamieniem – mafia pedofilska równa się Kościół katolicki. Nie chodziło tylko o sam akt, ale przede wszystkim o to, jak struktura i system postępowały wobec pedofila.

I jest oczywiście prawdą, że działania Kościoła były tu często niewystarczające, słabe, często wręcz zapewniające pedofilom w sutannach możliwość dalszego krzywdzenia dzieci. Ale z filmu Zielkego – i to chyba najbardziej wstrząsający jego kontekst – dowiadujemy się, że podobna omertà panowała w środowisku medialno-artystycznym. Ale poza tuszowaniem strukturalność zbrodni pedofilii ma jeszcze jedną, bardziej przerażającą twarz.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Domniemanie winy

Niespełna dziesięć lat temu Wielką Brytanią wstrząsnęło ujawnienie informacji o kilkudziesięciu prominentnych politykach wykorzystujących seksualnie chłopców z domów dziecka. Jak ujawniła wówczas BBC, sierocińce były „supermarketami, w których politycy wybierali sobie dzieci do pedofilskich orgii”. I to o tym właśnie, handlu dziećmi jako żywym towarem, opowiada „Sound of Freedom”. Przypominając przy tym, że jest to jedna z najszybciej rozwijających się, najbardziej dochodowych „gałęzi współczesnej gospodarki”. W latach 60., 70. i później pedofilia była szeroko normalizowana wśród zachodnich elit. To, jaką skalę proceder ten ma dzisiaj, jest w dużej mierze pokłosiem tamtego przewrotu w podejściu do seksualności jako takiej. To, że do podobnych zbrodni dochodzi również w Kościele katolickim, wynika przede wszystkim z szerokiego otwarcia jego okien na ducha swoich czasów, niedostatku kontrkulturowości. Zwłaszcza w chwili, w której dominująca kultura coraz mocniej gnije. I nic bardziej nie powinno motywować kościelnych struktur do oczyszczenia się z grzechów wykorzystywania nieletnich. Im szybciej katolicyzm przestanie być bowiem poręcznym chłopcem do bicia w sprawie pedofilii, tym szerzej będzie mógł się rozejść jego głos w walce z prawdziwą pedofilską mafią, ogromnymi pieniędzmi i wpływami, jakie za nią stoją. Bo poważyć się na walkę z wielkimi tego świata może tylko instytucja nie z tego świata.