Marek Migalski: PiS i Suwerenna Polska – razem czy osobno?

Ziobro żąda od Kaczyńskiego koalicji, bo się boi, że nie zobaczy nazwisk swoich ludzi na listach.

Publikacja: 17.05.2023 03:00

Czy Zbigniew Ziobro i Jarosław Kaczyński po raz kolejny pójdą wspólnie do wyborów? Na razie obaj pro

Czy Zbigniew Ziobro i Jarosław Kaczyński po raz kolejny pójdą wspólnie do wyborów? Na razie obaj prowadzą zakulisową walkę

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Rozpocznę od najważniejszej myśli tego artykułu (by nie zginęła ona w tekście): Jarosław Kaczyński zdecyduje się na wspólny start z Suwerenną Polską, jeśli będzie wierzył w zwycięstwo Zjednoczonej Prawicy, natomiast jeśli uzna, że wygrana opozycji jest nieuchronna, pozbędzie się partii Zbigniewa Ziobro i pójdzie do wyborów samodzielnie, nawet za cenę wojny z obecnym ministrem sprawiedliwości.

Solidarna Polska była Kaczyńskiemu potrzebna w 2015 r. i 2019 r. do zdobywania władzy. Jeśli teraz jego kalkulacje wskazywałyby na to, że PiS znajdzie się w opozycji, będzie chciał, by był w niej jedyną (poza Konfederacją) siłą parlamentarną. Ziobro jako sojusznik w utrzymaniu władzy jest dla Kaczyńskiego czymś dyskomfortowym, ale koniecznym; we wspólnym zasiadaniu w ławach opozycji pozostałby już tylko dyskomfort.

Procenty na wagę złota

Każdy procent poparcia jest w wyborach na wagę złota, gdy walczy się o zwycięstwo, natomiast nie ma specjalnego znaczenia czy w opozycji będzie się dysponować 170 czy 180 szablami sejmowymi. O wiele ważniejsze w tej sytuacji jest to, by w odbiorze społecznym być jedynym recenzentem nowego rządu, a wszyscy konkurenci na tym polu żeby byli „niewidoczni”, najlepiej poza Sejmem i bez budżetowego finansowania. O to toczy się gra.

Czytaj więcej

Ziobro pisze do Morawieckiego na Twitterze. Chodzi o zmiany w sądach

Jeśli przyjmie się za prawdziwe powyższe spostrzeżenia, wszystkie napięcia i walka na linii PiS – SP zaczynają wyglądać na oczywiste. Na przykład to, że politycy tej drugiej partii przygotowują się na samodzielny start i że zakładają, iż w ostatniej chwili mogą nie znaleźć się na wspólnych listach z PiS, więc domagają się, by tym razem iść do wyborów w formule koalicji. Mają słuszne podejrzenia, iż w ostatniej chwili, na dobę przed rejestracją list, mogą nie ujrzeć na nich swoich nazwisk. To byłoby w stylu Kaczyńskiego. Dlatego zapewne – nawet jeśli dostaną jego obietnicę – będą zbierać podpisy pod własną listą wyborczą i postawią ultimatum prezesowi PiS, że listy ZP będą musiały być zarejestrowane na kilka dni przed upływem konstytucyjnego terminu – w innym wypadku zarejestrują swój komitet.

Albo groteska, albo strach

Jakie SP miałaby szanse w samodzielnym starcie? Na pewno większe, niż symboliczne „0,7 proc.”z pewnego sondażu. W opinii krytyków tej formacji ów wynik stał się emblematycznym i wzbudza fale wesołości, ale to autoterapia – partia Ziobry ma na pewno poparcie kilkukrotnie większe.

Czy przewyższające 5 proc.? Tego nie wiem, ale wiem, że zabawne jest oglądanie krytyków ministra sprawiedliwości, którzy na jednym oddechu kpią z notowań jego ugrupowania oraz dzielą się strachem i niepokojem ze względu na jego wpływy i pozycję w państwie. Albo jest to postać groteskowa, albo przerażająca – wypadałoby się zdecydować.

Czytaj więcej

Pietryga: Kłótnia Morawiecki – Ziobro, czyli z tej mąki nie będzie już chleba

Ziobro i jego ludzie od kilku lat konsekwentnie tworzyli swoją agendę odróżniającą ich od PiS i zwiększającą popularność w elektoracie prawicy. Skupiali się na kwestiach energetycznych, krytyce gender, prezentowali antyunijne nastawienie, często na granicy nacjonalistycznych obsesji. Dbali także o to, by ich politycy byli wyraziści i by przebijali się do świadomości społecznej. W obu przypadkach odnieśli sukces.

Stąd zresztą ból głowy Kaczyńskiego – o ile partię Gowina łatwo było rozbić, bo składała się w ostatnim czasie z osób całkowicie bezideowych, których nie łączyła ani lojalność wobec lidera, ani jakakolwiek myśl polityczna – o tyle SP zachowała spójność, a nawet zwiększyła swoją reprezentację w Sejmie.

To środowisko okazało się lojalne wobec lidera oraz skuteczne w zyskiwaniu popularności – także w wymiarze osobistym. Dlatego prezes PiS tak boi się wspólnego startu, bo większość polityków SP jest o wiele bardziej popularna, niż większość polityków PiS. Co to oznacza? Że ciężko będzie tym pierwszym dać miejsca „niebiorące”.

Po prostu – bez względu na to, na jakim miejscu listy znajdzie się pocieszny Tadeusz Cymański czy abominacyjny Janusz Kowalski – przeskoczą oni wyżej umieszczonych kandydatów PiS, bo biją ich na głowę rozpoznawalnością. Podobnie rzecz się ma z innymi posłami SP. Dlatego jeśli partie Ziobry i Kaczyńskiego pójdą do wyborów razem, reprezentacja tej pierwszej może się powiększyć w stosunku do obecnego stanu posiadania w Sejmie.

Suwerenność przez przypadki

Rozgrywka między SP i PiS wchodzi w decydującą fazę i jest naprawdę ciekawa. Obie partie nie zaprosiły przedstawicieli sojuszników na swoje kongresy. Nie znaczy to, że nie odbyła się miedzy nimi „korespondencja” polityczna. Na weekendowym „ulu” PiS jedynie okrzyki „Jarosław” słychać było częściej, niż słowo „suwerenność” odmieniane przez wszystkie przypadki.

Czytaj więcej

Populistyczna licytacja Morawieckiego i Ziobry. „To brudna polityka”

Osiem lat wspólnego rządzenia zmęczyło Kaczyńskiego i Ziobrę, ale czego się nie robi dla dobra kraju. Jeśli będzie choć cień szansy, że opozycja może zostać po raz kolejny pokonana, obaj politycy zbudują wspólną listę i razem pójdą do wyborów.

Jeśli jednak prezes PiS uzna, że tym razem czeka go porażka, pozbędzie się SP i zrobi wszystko, by jej reprezentanci nie znaleźli się w przyszłym Sejmie obok niego w ławach opozycji. Jeśli rzeczywiście doszłoby do zerwania współpracy obu formacji jeszcze przed wyborami, to zobaczymy wojnę polityczną, jakiej jeszcze Polska nie widziała.

Marek Migalski

Autor jest politologiem, prof. UŚ

Rozpocznę od najważniejszej myśli tego artykułu (by nie zginęła ona w tekście): Jarosław Kaczyński zdecyduje się na wspólny start z Suwerenną Polską, jeśli będzie wierzył w zwycięstwo Zjednoczonej Prawicy, natomiast jeśli uzna, że wygrana opozycji jest nieuchronna, pozbędzie się partii Zbigniewa Ziobro i pójdzie do wyborów samodzielnie, nawet za cenę wojny z obecnym ministrem sprawiedliwości.

Solidarna Polska była Kaczyńskiemu potrzebna w 2015 r. i 2019 r. do zdobywania władzy. Jeśli teraz jego kalkulacje wskazywałyby na to, że PiS znajdzie się w opozycji, będzie chciał, by był w niej jedyną (poza Konfederacją) siłą parlamentarną. Ziobro jako sojusznik w utrzymaniu władzy jest dla Kaczyńskiego czymś dyskomfortowym, ale koniecznym; we wspólnym zasiadaniu w ławach opozycji pozostałby już tylko dyskomfort.

Pozostało 87% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki