Władysław Teofil Bartoszewski: Powrót polityki zagranicznej

Polska stała się wiarygodnym partnerem USA, kluczowym do realizacji celów militarnych.

Publikacja: 04.01.2023 03:00

68 proc. Niemców nie chce, by ich państwo było liderem militarnym Europy. Na zdjęciu: kanclerz Niemi

68 proc. Niemców nie chce, by ich państwo było liderem militarnym Europy. Na zdjęciu: kanclerz Niemiec Olaf Scholz

Foto: MICHELE TANTUSSI / AFP

Do września 1989 roku Polska nie prowadziła żadnej realnej polityki zagranicznej, bo była kompletnie uzależniona od władz ZSRR. Krzysztof Skubiszewski, pierwszy minister spraw zagranicznych III RP, miał za zadanie przywrócenie Polsce jej roli w polityce międzynarodowej. Był autorem polsko-niemieckiego traktatu granicznego, współtwórcą Trójkąta Weimarskiego (Polska–Francja–Niemcy) oraz Rady Państw Morza Bałtyckiego. W tym początkowym okresie jego dogłębna znajomość prawa międzynarodowego była kluczowa, bo brakowało nam, po dziesięcioleciach komunistycznej destrukcji, kompetentnych kadr. Potem główną rolę zaczęła odgrywać twarda polityka.

Zgoda między partiami

Ambicje Polski, ale też realistyczna ocena sytuacji międzynarodowej, doprowadziły bardzo szybko do powstania konsensusu pomiędzy partiami politycznymi co do celów naszej polityki zagranicznej. Poza nielicznym marginesem panowała zgoda, iż w naszym interesie narodowym jest pozbycie się wojsk sowieckich z Polski, przystąpienie państwa do NATO i do EWG (a od 1993 r. do Unii Europejskiej).

Po wybuchu wojny w Ukrainie Niemcy straciły wiarygodność jako członek NATO i nie robią dużo, aby ją odzyskać

Wielu Polaków w kraju i na emigracji (tam szczególnie Jan Nowak-Jeziorański i Zbigniew Brzeziński, ale też mnóstwo innych), o różnych poglądach politycznych, wykonało gigantyczną pracę, aby Polska mogła powrócić na należne jej miejsce w Europie. Nasi politycy i dyplomaci wykazali się inteligencją, rozumem, wiedzą, wytrwałością i stanowczością, aby osiągnąć te kluczowe cele. Pomogły nam wtedy nasze służby specjalne i wojsko, a szczególnie GROM. Była wtedy w Polsce świadomość, iż po latach zniewolenia kraju i umysłów mamy szansę na cywilizacyjne odbicie się i powrót do Zachodu, do którego historycznie i kulturowo zawsze należeliśmy.

Teraz mało kto w naszym kraju pamięta i docenia, że nad naszą akcesją do paktu północnoatlantyckiego pracowały rządy premierów: Olszewskiego, Suchockiej, Pawlaka, Oleksego, Cimoszewicza i Buzka, a o wstąpienie do EWG/Unii Europejskiej oprócz nich również rządy premierów: Mazowieckiego, Bieleckiego i Millera, czyli praktycznie cała klasa polityczna od 1990 do 2004 roku. Wstąpienie Polski do UE zdecydowanie popierali nawet papież Jan Paweł II i Konferencja Episkopatu Polski. Niezależnie od drastycznych różnic poglądów tych polityków i ich partii na większość spraw polska polityka zagraniczna była prowadzona w interesie państwa, a nie poszczególnych partii politycznych.

Problemy pojawiły się po wstąpieniu Polski do tych kluczowych dla naszego bezpieczeństwa i wzrostu gospodarczego instytucji. Nasz potencjał ekonomiczny, polityczny i militarny był znacząco mniejszy od Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji czy Włoch. Realna pozycja dziesięciu nowych członków przyjętych w 2004 roku różniła się z tej racji znacząco od największych państw UE. Żeby grać w wyższej lidze, niż to nam się teoretycznie należało, powinniśmy pamiętać stwierdzenie lorda Palmerstona o niezmiennych interesach państwa, które każdy premier musi realizować. Polska, wykorzystując do tego wszelkie środki polityczne, dyplomatyczne i gospodarcze, niezależnie od tego, co uważały rządy innych państw, powinna tę zasadę przynajmniej próbować stosować. Polskie rządy miały często ogólne rozeznanie sytuacji, ale nie zawsze były konsekwentne w realizacji swych celów strategicznych.

Trzy ośrodki władzy

Jednym z głównych problemów systemowych, które pojawiły się po przystąpieniu Polski do UE, a które dalej istnieją, było rozproszenie planowania, przygotowywania i realizacji działań w polityce zagranicznej między trzy ośrodki władzy. Relacje ze Stanami Zjednoczonymi są zarządzane z Pałacu Prezydenckiego, czego zresztą oczekują kolejni prezydenci USA, którzy z reguły nie mają zwyczaju dyskutowania z premierami państw średniej lub małej wielkości (z wyjątkiem Izraela).

Czytaj więcej

Jak nie Rosja, to Chiny i Katar. Czy Zachód stać na walkę o wartości

Relacje z państwami UE są prowadzone z KPRM, co jest zrozumiałe, jako że premierzy państw członkowskich tworzą najważniejszy de facto decyzyjny organ, czyli Radę Europejską. Resztą spraw międzynarodowych zajmuje się Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Prowadzi to nieuchronnie do sporów kompetencyjnych, braku koordynacji i gwarancji wypracowywania spójnej strategii. Ostatnim tego konkretnym przykładem był szczyt NATO w Madrycie, gdzie Polska uzyskała mniej, niż mogła i powinna.

Po inwazji Rosji na Gruzję wspieraliśmy kluczowy projekt prezydenta USA George’a W. Busha na szczycie NATO w Bukareszcie w 2008 roku, ale zdecydowany opór Niemiec i Francji zablokował ogłoszenie MAP (Membership Action Plan) dla Ukrainy i Gruzji, czyli uniemożliwił tym państwom wejście na szybką ścieżkę do członkostwa w pakcie północnoatlantyckim. Sprawa, wbrew życiowym interesom Polski, została odłożona ad infinitum, co z kolei umożliwiło Putinowi najazd na Donbas i nielegalną aneksję Krymu w 2014. MAP jest dalej blokowany przez pewnych członków NATO.

Potem nie sprzyjała nam polityka prezydenta Baracka Obamy, który w 2009 roku usiłował zrobić „reset” z Putinem, chociaż Departament Stanu nie był nawet w stanie przetłumaczyć tego słowa poprawnie na język rosyjski. Ten reset nie służył polskiej racji stanu. Nie ułatwiała tego też błędna polityka zagraniczna i gospodarcza Niemiec oraz Francji przed inwazjami z lat 2008 i 2014, a nawet po nich.

Wydaje się, że w sprawach międzynarodowych polskie władze były często reaktywne, działały (nawet czasem sprawnie), rozwiązując bieżące problemy, ale nie dostrzegały, że aby zabezpieczyć interesy naszego państwa, musimy starać się osiągnąć nasze cele, nie będąc mocarstwem, w sposób inteligentny, a czasem nawet sprytny, szukając poparcia i sojuszników do załatwienia poszczególnych kwestii. Jesteśmy średniej wielkości krajem i żeby skutecznie przekonywać inne państwa, musimy tworzyć ad hoc sojusze z poszczególnymi członkami UE i uprawiać lobbing, przynajmniej w USA i Wielkiej Brytanii oraz innych państwach członkowskich, w sprawach NATO.

Frazesy o potrzebie dobrych stosunków Polski z USA, NATO i Unią Europejską, jakkolwiek słuszne, nie zastąpią refleksji nad pożądanymi kierunkami naszej polityki zagranicznej. Musimy ponownie osiągnąć pewien polityczny konsensus w sprawie najważniejszych interesów Polski, a następnie wypracować możliwe strategie, żeby je osiągnąć.

Polityczne wojny

Sytuacja pogorszyła się w ostatnich latach, kiedy polscy politycy zatracili jakiekolwiek zrozumienie spraw międzynarodowych. Polityka zagraniczna jest wykorzystywana głównie do zaspokojenia celów polityki wewnętrznej, bez oglądania się na koszty takich działań poza Polską. Stwarzamy sobie problemy, które szkodzą naszym interesom, a były do uniknięcia. Na przykład ustawa o IPN z 2018 roku była najgorszym wizerunkowo aktem prawnym III RP, z bardzo negatywnymi skutkami dla polskiej pozycji międzynarodowej, w tym w Stanach Zjednoczonych. Udało nam się z niej szczęśliwie wycofać dzięki pomocy premiera Izraela Beniamina Netanjahu.

Czytaj więcej

Tomasz Grzegorz Grosse: Berlin-Paryż kontra Waszyngton

Od kilku lat toczymy polityczną wojnę z Niemcami (nasz największy partner handlowy i największa gospodarka w UE) bez jasnej koncepcji, co i w jaki sposób chcemy przez to osiągnąć. Przeciągający się spór z Komisją Europejską, w sprawie którego ministrowie rządu Rzeczypospolitej Polskiej walczą ze sobą publicznie w Sejmie i w mediach społecznościowych, jest jasnym przykładem, jak nie prowadzi się polityki zagranicznej.

Polska stoi przed pokoleniową szansą na znaczącą poprawę naszej światowej pozycji po geopolitycznym wstrząsie i drastycznej zmianie sytuacji politycznej, które wydarzyły się po 24 lutego 2022 roku w Europie. Federacja Rosyjska dokonała aktu agresji na suwerenne i niepodległe państwo europejskie. Dopuściła się w Ukrainie zbrodni wojennych, zbrodni przeciw ludzkości, a nawet zbrodni ludobójstwa.

Polityka niektórych państw „starej Europy” wobec Federacji Rosyjskiej została skompromitowana. Spójne podejście polskiego rządu i opozycji, zaoferowanie natychmiastowej i znaczącej pomocy militarnej Ukrainie, wysiłki dyplomatyczne w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Brukseli mocno podniosły znaczenie Polski w NATO i UE. Nieprawdopodobna solidarność z uchodźcami, okazana w naszym kraju przez zwykłych ludzi, samorządy i organizacje pozarządowe, a także władze ustawodawcze i rząd, spowodowała wielki wzrost poparcia dla Polski.

To jest moment na powrót konsensualnej, spójnej i konsekwentnej polityki zagranicznej RP. Polska stała się wiarygodnym partnerem USA i Wielkiej Brytanii, kluczowym do realizacji ich celów militarnych w Ukrainie. Stworzyliśmy ogromne i bardzo sprawne centrum logistyczne, przez które przechodzi prawie cała pomoc wojskowa na wschód. Stacjonują u nas znaczące oddziały wojsk sojuszniczych, w tym żołnierze z kultowych dywizji sił zbrojnych naszych partnerów.

Czytaj więcej

Eugeniusz Smolar: Polska powinna być przychylnym partnerem Niemiec, a nie szydercą

Polska, co jest zauważane i doceniane, jest jednym z liderów pomocy, w tym jednym z nielicznych dostarczających Ukrainie ciężką broń, niezbędną dla skutecznej obrony terytorium. Uaktywniliśmy się również w Inicjatywie Trójmorza, gdzie prawie wszystkie państwa podzielają nasze podejście do Federacji Rosyjskiej i sceptycznie odnoszą się do polityki zagranicznej niektórych krajów „starej Europy”.

Stworzyło to podstawy do intensyfikacji działań politycznych. Potrzebujemy stworzenia nowego systemu bezpieczeństwa w Europie. System ten może się opierać na ścisłej współpracy Trójkąta Weimarskiego z Wielką Brytanią i z państwami Inicjatywy Trójmorza. Taki nowy system bezpieczeństwa mógłby być zaakceptowany przez Stany Zjednoczone.

Co muszą Niemcy

Koncepcja jakiegokolwiek sojuszu wykluczającego Niemcy jest szkodliwą mrzonką. Stany Zjednoczone, mimo swego krytycznego stosunku do obecnej polityki Niemiec, są zbyt związane od dziesiątków lat politycznie, militarnie i gospodarczo z tym największym państwem europejskim, aby się od niego zdystansować. Nie ma Europy bez Niemiec, ale też nie będzie bezpiecznej Europy bez realnej zmiany stanowiska Niemiec, które przez dwie dekady prowadziły katastrofalną i niebezpieczną (dla UE i NATO) politykę zagraniczną. Niemcy muszą jasno odejść od swojej polityki Wandel durch Handel (przemiany dzięki handlowi – red.) i porzucić urojenia establishmentu o Russland verstehen (rozumieniu Rosji – red.).

Po wybuchu wojny w Ukrainie Niemcy straciły wiarygodność jako członek NATO i nie robią wystarczająco dużo, aby ją odzyskać. Stan sił zbrojnych i ich sprzętu, zdaniem analityków niemieckich, pozostawia wiele do życzenia. Służby wywiadowcze przed inwazją się skompromitowały, a teraz BND czeka gruntowna transformacja, która sparaliżuje jej działalność na czas dłuższy. Owszem, wystąpienie kanclerza Scholza dotyczące Zeitenwende (punktu zwrotnego – red.) zabrzmiało bardzo dobrze, ale wciąż czekamy na realne efekty.

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: Lula da Silva, stracona szansa Polski

bieleckiNiemcy nie mogą same być gwarantem polityki bezpieczeństwa w Europie, bo połowa państw członkowskich UE nie zgodzi się na przywódczą rolę Niemiec i zmianę traktatu likwidującą jednomyślność w głosowaniach. Potencjalne ultimatum, o którym pisał niedawno w „Rzeczpospolitej” Jan Parys, jest nieakceptowalne.

Co więcej, 68 proc. Niemców nie chce, żeby ich państwo było liderem militarnym w Europie. Celem polskiej konsensualnej polityki zagranicznej jest w tej sytuacji uniemożliwienie powrotu do chorego systemu międzynarodowego sprzed lutego 2022 roku.

O autorze

Władysław T. Bartoszewski:

Autor jest doktorem filozofii i politykiem, posłem Polskiego Stronnictwa Ludowego, wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych

Do września 1989 roku Polska nie prowadziła żadnej realnej polityki zagranicznej, bo była kompletnie uzależniona od władz ZSRR. Krzysztof Skubiszewski, pierwszy minister spraw zagranicznych III RP, miał za zadanie przywrócenie Polsce jej roli w polityce międzynarodowej. Był autorem polsko-niemieckiego traktatu granicznego, współtwórcą Trójkąta Weimarskiego (Polska–Francja–Niemcy) oraz Rady Państw Morza Bałtyckiego. W tym początkowym okresie jego dogłębna znajomość prawa międzynarodowego była kluczowa, bo brakowało nam, po dziesięcioleciach komunistycznej destrukcji, kompetentnych kadr. Potem główną rolę zaczęła odgrywać twarda polityka.

Pozostało 95% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki