Podczas manifestacji pierwszomajowych ujawnił się głęboki rozdźwięk na radykalnej lewicy. Część uczestników protestowała przeciw militaryzmowi, ale nie przeciw rosyjskiej agresji na Ukrainę. Tak jakby napaść zbrojna na sąsiednie państwo nie była skrajnym przejawem militaryzmu. Kiedy się wsłuchać w argumentację tej części lewicy, okazuje się, że niechęć do NATO i USA każe jej w konflikcie rosyjsko-ukraińskim stawać po stronie agresora – Rosji. Wzywając do pokoju, wyrażają pragnienie, aby Ukraina przestała się bronić i jawnie potępiają fakt, ze Zachód dostarcza broń ukraińskim obrońcom ojczyzny...
To prawda, ale…
To prawda, że USA i NATO to agresorzy na usługach wielkich korporacji. To prawda, że za ich sprawą zdążyło zginąć na całym świecie nieporównanie więcej ludzi niż zginęło w wojnie rosyjsko-ukraińskiej. To wszystko prawda, a jednak nie usprawiedliwia to wojny napastniczej, jaką wszczął Putin, doprowadzając do śmierci tysięcy osób, ludności cywilnej, ale także Rosjan wysyłanych, by ginęli w wojnie z sąsiednim krajem. Ta wojna to zbrodnia, a z każdym dniem, w miarę jak przybywa ofiar, zbrodnia coraz większa.
Czytaj więcej
Uderzeniem rakietowym na Kijów, przeprowadzonym podczas wizyty w stolicy Ukrainy sekretarza generalnego ONZ, na Kremlu demonstrują, że ta organizacja nie jest im do niczego potrzebna.
To prawda, że w doktrynie wojennej NATO i USA Rosja zawsze była wrogiem i fakt, że stała się krajem kapitalistycznym, prawie niczego tu nie zmienił. To prawda, że wbrew wcześniejszym zapewnieniom NATO otacza Rosję coraz ciaśniejszym pierścieniem. I to poczucie zagrożenia wykorzystał Putin, by przekonać swych rodaków o konieczności swojej „operacji specjalnej”. Wszystko to jednak nie znaczy, że napadnięta za swoje NATO-wskie i prozachodnie aspiracje Ukraina nie ma prawa się bronić. Każdy ma prawo bronić swojej ojczyzny. To wynika z jak najbardziej lewicowego „prawa do samostanowienia narodów”.
Imperium dobra?
Rosja i Ukraina są w jednej bardzo ważnej sprawie do siebie podobne. Są to państwa rządzone przez złodziei zwanych elegancko „oligarchami”. Idzie więc między innymi o to, by oligarchowie rosyjscy ukradli ukraiński majątek narodowy, który wcześniej oligarchowie ukraińscy ukradli swemu społeczeństwu. Zwolennicy rosyjskiego punktu widzenia o lewicowych poglądach powiadają, że nie ma sensu bronić oligarchicznej Ukrainy, bo to twór przegniły, państwo upadłe. Sęk w tym, że jeżeli Ukraina przegra, to oligarchiczna Ukraina nie zmieni się w kolejną „republikę ludową”, tylko w część oligarchicznej Rosji. Zamienił stryjek siekierkę na kijek. Wreszcie teoria o „upadłym państwie” właśnie… upadła, bo to rzekomo prawie nieistniejące, jak utrzymywał Putin w przemówieniu poprzedzającym agresję, broni się już skutecznie trzeci miesiąc przeciw napaści takiej potęgi militarnej jak Rosja. Dowodzi to, że przynajmniej na poziomie militarnym Ukraina jest nieźle zorganizowana i że poziom świadomości narodowej jest na tyle duży, że Ukraińcy gotowi są raczej zginąć, niż oddać swój kraj we władanie rosyjskich oligarchów.